Od dłuższego czasu męczy mnie wszechobecność miłości w wydaniu medialno-artystycznym. W telegraficznym skrócie chodzi o to, że większość tekstów w większości gatunków muzycznych (przyznam, nie słucham hip hopu i kilku innych) mniej lub bardziej intensywnie eksploatuje ten, i wyłącznie ten temat. Stacje radiowe, których przymusowo muszę słuchać w pracy, nadają na zmianę jakieś 20-30 utworów, z których 95% zawiera 'I love you’, 'I want you’, 'I wanna be with you’, chociaż czasy świetności The Kelly Family mamy dawno za sobą.
Oczywiście rozumiem, że jest to jedna z najważniejszych spraw w życiu człowieka. Rozumiem to całą swoją neurotyczną i skupioną głównie na życiu prywatnym osobą. I nie, nie jestem zgorzkniałym singlem, którego nikt nie chce i który zazdrości Rihannie czy innej Beyonce, że ją ktoś pokochał. Mam swojego długoletniego solmejta, normalnie Pana Darcy, Mr Biga i Johna Smitha w jednym, latają nad nami gołąbki i inne ptaszęcia, a małe sarenki przynoszą nam w pyszczkach czekoladowe serduszka. Ale ile można jeść budyń? Są inne interesujące, uniwersalne i ekscytujące sprawy w życiu. Poza tym, jako rzecze jeden z najbardziej wyeksploatowanych tekstów wszechczasów, miłość nie szuka poklasku.
Podsumowując, z okazji 14 lutego przedstawiam 7 wykonawców z mojego iPoda, którzy śpiewają głównie nie o miłości. Próbowałam znaleźć czternastu, ale po prostu się nie dało. A więc czternaście podzielić przez dwa. Do posłuchania dziś wieczorem dla wszystkich tych, którym czerwone serduszka i różowe ptaszyny wydają się obmierzłe. Liczę też na Wasze wskazówki, może razem nazbieramy 14.
1. Nick Cave, zwłaszcza jego znamienity album 'Murder Ballads’ zawierający piosenki o zabijaniu ludzi i zwierząt. Szczególnie polecam Curse of Millhaven, ale cały album jest wyśmienity (miałam polecić Song of Joy, ale w sumie jest nudne, jeśli nie lubi się klimatu ;).
2. Marina And The Diamonds – piosenki o fobiach i paranojach oraz pułapkach sławy. Niezłe jest Fear and Loathing z nowego albumu.
3. Dethclock – fikcyjny zespół grający brutalne kawałki o śmierci, podatkach, kawie i innych rozczarowaniach. Dethharmonic to miód na moje serce.
4. Current 93, jeden z moich ulubionych zespołów, w którym to uwielbieniu pozostaję nierozumiana przez otoczenie. O Bogu, Lucyferze i apokalipsie z dużą dawką filozofii, od czasu do czasu o koniach, lasach i polach, głównie jednak o apokalipsie.
5. Tenacious D – twórcy (hołdu dla) najlepszej piosenki na świecie. Chyba nie trzeba przedstawiać.
6. Iron Maiden – trudno znaleźć jednoznaczną kategorię dla ich tekstów. Dość, że od lat są legendą. Najbardziej lubię Dance of Death.
7. Lao Che są mistrzami intertekstualności, a ich album Gusła to spełnienie marzeń mojej zakochanej w średniowieczu osoby. Nie potrafię wybrać ulubionego utworu.
Dla dopełnienia efektu znudzenia świergoleniem o miłości, ilustracja przedstawiająca znudzone dziewczę, wykonana przez znudzoną szesnastoletnią mnie.