Kilka najczęściej powtarzających się komentarzy na blogu (oprócz 'świetnie wyglądasz, wpadnij do mnie na giveaway’) i w życiu okołoblogowym to 'ładny kolor włosów’ i 'uśmiechnij się wreszcie’ w różnych odmianach. O ile co do koloru włosów absolutnie się zgadzam, o tyle uśmiechanie się wychodzi mi bokiem. Wszyscy wiemy, że blogi to rzeczywistość wyreżyserowana, a każde zdjęcie jest dokładnie wybrane spośród pięćdziesięciu mu podobnych, aby najlepiej podkreślało talię/kość policzkową/ładny loczek/smukły palec. Naprawdę nie jestem nieszczęśliwa, mężczyzna mnie nie bije (chociaż zgadza się, jest brutalem, czasem nie chce zrobić kakałka i bułeczki z miodem o wpół do jedenastej wieczorem), nie cierpię katuszy, ogólnie uśmiecham się równie często jak marudzę. Czyli NAPRAWDĘ CZĘSTO. Sęk w tym, że kiedy się uśmiecham wyglądam albo jak obudzony leniwiec, albo jak cocker spaniel na sterydach próbujący sprzedać komuś kokainę. Niektórym ładnie w zielonym, innym w czerwonym, niektórzy pięknie się uśmiechają, inni są atrakcyjni głównie wtedy, kiedy robią miny na Lucjusza Malfoya lub elfa, który spotkał krasnoluda.
Tak więc jasne, mogę się więcej uśmiechać, ale jeśli lubicie budzić leniwce i kupować narkotyki od cocker spanieli, to chyba powinniście się nad sobą zastanowić…