Strach przed tym, że ominie nas coś superhiperekstra ważnego to niezwykle skuteczne narzędzie sprzedaży. Wiecie, jedno z gatunku tych, o których ludzie sukcesu piszą w książkach dla innych ludzi sukcesu, które potem sprzedają jako ebooki sukcesu i w ogóle mnożą swój sukces po stokroć, tysiąckroć. Widzę to FOMO w pracy na co dzień.
To też ten sam czynnik, który trzyma nas przyklejonych przed ekranem, wertujących fejsbóki, tłitery, instagramy i inne tamblery. W tej samej chwili, w której zamiast tego wyjdziemy na rower, chwycimy za książkę albo zrobimy cokolwiek innego, co nie pozwala trzymać przed twarzą smartfona, społecznie umrzemy i umrą nasi potomkowie do siódmego pokolenia.
FOMO wkrada się często i gęsto do mojego zwykłego, przyziemnego życia i podpowiada mi, że jeśli dzisiaj założę białe majtki zamiast czarnych to tyle stracę. Jeśli wdzieję jeansy zamiast tych pończoszek, w których moje nogi wyglądają chudo, to świat się zawali, a jeśli nie świat to przynajmniej moje szanse na seks, szczęście i karierę (kolejność dowolna). Jeśli dzisiaj wyjdę po ziemniaki w T-shirtcie, a nie zwiewnej kiecce, która NAPRAWDĘ mnie wyraża, na pewno w tej chwili na ulicy minie mnie Sartorialist. Pójdę na imprezę, stracę wieczór głębokiego przeżywania poezji z kieliszkiem wina w ręku. Nie pójdę, stracę okazję do zaprezentowania swojej zajebistości. Chcesz mieć dzieci? Podobno bezdzietne pary są szczęśliwsze. Nie chcesz dzieci? Na starość na pewno będziesz tego żałować. I tak dalej i tak dalej. Z FOMO nie wygrasz. A nawet jak wygrasz, za rogiem zawsze będzie się czaić następne.
To idealny zabobon XXI wieku. Kiedyś ludzie bali się demonów, Szatana czy że po obcięciu kołtuna rzucą się na nich wszystkie nieszczęścia świata. My boimy się, że COŚ NAS OMINIE. Nie mamy prawa się z nich śmiać.
Piszę ten tekst bojąc się, że jest za bardzo filozoficzny, a mógłby być bardziej użyteczny. Że na zdjęciach jestem zbyt goła, żeby brać mnie na poważnie i zbyt ubrana, żeby wyglądać seksownie. Że jestem w swetrze, a powinnam już prezentować wiosenne trendy, które NAPRAWDĘ mnie wyrażą. Ale jednak piszę. Bo co jak co, ale strach ssie. Najwyżej dzisiejszy wpis też zassie, moja strata. Ale nie będę się bać. Nie ma czego.
(tylko nie zapomnijcie zalajkować, bo wszyscy umrzemy…)