Najlepsze pomysły przychodzą do mnie cicho. Najczęściej jako zwieńczenie długiego procesu, którego nie do końca muszę być świadoma. Któregoś dnia po dłuższym męczeniu się z problemem rozwiązanie nasuwa się samo z siebie, w odpowiednim wedle własnego uznania momencie. Poganianie jest bezcelowe.
Od dobrych kilku miesięcy jestem nieustannie szczęśliwa. Serio. Nie żebym nie miała problemów i zmartwień, nie żeby wszystko układało się po mojej myśli, a otaczający mnie świat okazywał na każdym kroku miłość. O nie. Nie borykam się co prawda z wielkimi życiowymi problemami, więc mam za co być wdzięczna losowi, ale sądzę, że w moim otoczeniu nic się specjalnie nie zmieniło. Oprócz najważniejszego. Mnie.
Któregoś dnia przyszła ta niespodziewana myśl, że zdecydowana większość moich frustracji, złości i nieszczęścia nie bierze się z okrucieństwa mojego otoczenia tylko z moich okrutnych reakcji na to otoczenie. Bo co jest gorsze, jak ktoś zawraca Ci głowę czy jak ze zniecierpliwieniem odburkniesz coś niemiłego i pokazujesz swoją wyższość przez sarkazm i przewracanie oczyma? Czyjeś idiotyczne zachowanie czy niesmak, który pozostawiasz po sobie nazywając kogoś idiotą? To, że jakiś frajer, pozer czy inny leszcz robi blogową karierę albo wymądrza się w dyskusji czy to, że zrobisz sobie dobrze w komentarzu opisując jaki jest żenujący? Fakt, że stoję przed drzwiami z siatkami pełnymi zakupów, wiatr wieje mi w twarz, oczy łzawią, a klucz jest na samym dnie torebki czy to ciężkie uczucie nienawiści do wszystkiego co istnieje i przekleństwa rzucane pod nosem? Zapewne to kwestia punktu widzenia, ale zawsze najgorzej czułam się pokazując jak pozwalam sobie na niskie zachowania i myśląc o tym po fakcie. Powód tych zachowań wydawał się w tych momentach zupełnie niewart uwagi.
I nagle, nawet nie pamiętam już kiedy, szalony pomysł. A gdyby tak pozbyć się źródeł wstydu, nie mając na myśli zamordowania tej irytującej dziewczyny z pracy, z której błędów muszę często tłumaczyć się klientom? Albo tej, która zawsze chamsko się do mnie odzywa? Bo co jest łatwiejsze, zaakceptowanie jej i nauczenie się jak z nią żyć czy pozbycie się ciała? Agresywna reakcja jest oczywiście najłatwiejsza, ale te metaforyczne zwłoki pozostają i nieładnie pachną. Rezygnacja z agresji boli natomiast tylko na początku. Tylko kilka razy zagryzasz wargę, kiedy narzeczony ewidentnie prowokuje do kłótni, kiedy ktoś pyta o problem, który rozwiązałby poświęcając mu trzy sekundy ruszenia mózgiem, kiedy szef wymyśla problemy, kiedy wiatr rozwiewa misternie ułożoną fryzurą i nie możesz rzucić w odpowiedzi słowem z soczystym R pośrodku, kiedy ktoś w internecie nie ma racji. Za każdym kolejnym razem boli coraz mniej. A po jakimś czasie usłyszysz coś niesamowitego. „Przepraszam, nie powinieniem był tak reagować”. „Bardzo dziękuję ci, że mnie nauczyłaś jak to rozwiązać”. „To super, że zawsze umiesz mnie znieść”. „Masz rację”. „Dziękuję”. „Przepraszam”. „Jeszcze raz dziękuję”. I tylko rozwalone włosy nic nie mówią, ale skoro one mnie ignorują to ja je też.
Nie jestem ideałem, ale jestem też coraz mniej wredną zołzą, a coraz bardziej osobą, z którą chciałabym się przyjaźnić. Na dłuższą metę nie ma lepszego uczucia niż bycie zadowolonym z własnego postępowania. Nie jestem ideałem, ale przynajmniej umrę próbując nim być.
||Saruman believes it is only great power that can hold evil in check, but that is not what I have found. I’ve found it is the small things; everyday deeds of ordinary folk that keeps the darkness at bay… simple acts of kindness, and love.||
|zdjęcie z nagłówka: Katarzyna Terek|