Dzieci zaczynają od tego, że kochają swoich rodziców. Po pewnym czasie sądzą ich. Rzadko kiedy im wybaczają.
Oscar Wilde
Dzisiaj z okazji Dnia Matki wybaczam mojej drogiej Matce jedno z najdotkliwszych, najstraszniejszych poniżeń, jakie doznałam w życiu.
Dobre kilka lat temu siedziałam na fotelu u dentysty. Mimo zaawansowanego wieku zabieram czasem ze sobą Mamę do mojego stomatologa, ponieważ sama kiedyś pracowała w gabinecie, ma z dentystką sporo wspólnych znajomych do obgadania i zawsze dostaje zniżkę. Tak więc siedziałam w fotelu z ustami pełnymi ligniny i słyszę, jak matczyna miłość i duma rozlewa się po gabinecie. Z pewnością znasz to zjawisko. Matki wpadają czasem w podobny do berserku stan, w którym wychwalają swoje dzieci pod niebiosa, niezależnie od tego czy do osiągnięć pociechy zalicza się Nagroda Nobla, wynalezienie lekarstwa na raka, pobicie rekordu szybkości w jedzeniu parówek czy samodzielne korzystanie z toalety. Wiesz o co chodzi.
I tak sobie siedzę i nie mogę mówić, słysząc przy okazji matczyne zachwyty nad tym jaka jestem wybitnie zdolna. Staram się oczami przekazać w alfabecie Morse’a “mamo, no weź nie rób obciachu”, niestety nie za bardzo znam ten alfabet i przekaz nie dociera. No trudno, myślę. Niech będzie. W końcu co może się stać. No nic.
O słodka nieświadomości!
Kiedy mama bierze przerwę na oddech, przemiła pani asystentka nieśmiało mówi, że też ma fajną córkę i też się pochwali. Bo jej córka trochę robi w modelingu. Ale urodę to ma jednak po mężu, śmieje się, bo jej nikt na modelkę nigdy nie chciał. I może znam, dodaje. Nazywa się Magdalena Frąckowiak.
Ciężko robi się facepalma mając w ustach czyjąś rękę dzierżącą wiertło śmierci. Gdyby nie to, od siły tego facepalma mogłabym stracić pół twarzy.
Ale z okazji Dnia Matki wybaczam. Matczyna miłość bywa ślepa.