Jest niewiele rzeczy, których w życiu żałuję i niewiele rzeczy, których zazdroszczę innym. Przeszłości i tak nie cofnę. Rzeczy materialne są fajne na chwilę, potem i tak przychodzi przesyt lub niedosyt. Kariera jak kariera, każda wymaga wysiłku. Jestem w dość szczęśliwym momencie życia, kiedy nie mam ani za dużo, ani za mało. Widzę perspektywy rozwoju, ale wciąż muszę się starać. Ogólnie jest dobrze.
I tylko jedna sprawa kłuje mnie i przeszkadza. Jednego zazdroszczę wszystkim szczęśliwcom, którzy to mają. Jedno zmieniłabym w swojej przeszłości.
Nie mam pasji.
Przez pasję nie rozumiem zainteresowań. Interesuję się mnóstwem spraw. Dinozaurami, Ludwikiem XIV i kucykami Pony. Lubię elfy, robić zdjęcia i chodzić do muzeum. Przyjemność sprawiają mi filmy kostiumowe i szukanie idealnej torby do nowego płaszcza. Uwielbiam portrety z XIX wieku i progresywny rock. Średniowieczne romanse i filmy fantasy z lat osiemdziesiątych. Rzadko się nudzę, piszę, czytam, gram w gry. To i tak tylko wycinek.
Ale żadna z tych spraw nie jest czymś, czemu umiałabym się poświęcić w całości. Spędzić życie na byciu najlepszą w dinozaury czy w kucyki. Robić wszystko, aby zostać ekspertem od elfów. Czy czegokolwiek innego. To wszystko krzyczy do mnie czasem głośniej, czasem ciszej, ale nie jest dla mnie Sensem.
Od dziecka w zeszytach typu “Złote Myśli” potrafiłam wypisać cały szereg zainteresowań. Manga, anime, japoński, gitara, aikido, rysowanie. Z biegiem lat każda z tych fascynacji zbladła i zlała się w jedno z całą masą innych miłostek. Nie mam już nawet śmiałości rysować, bo nigdy nie poświęciłam specjalnie czasu, żeby z bohomazów i koślawych Czarodziejek z Księżyca wyszło coś lepszego. W przypływie irytacji obwiniam o to czasem Geri Halliwell. Pamiętam jak wczoraj ten ciepły letni dzień w 1998 roku, kiedy rodzice weszli do mieszkania z usłyszanymi w radio wieściami o jej odejściu z zespołu. Pamiętam jak udawałam, że nic mnie to nie obchodzi, przecież mam całe jedenaście lat! W samotności własnego pokoju patrzyłam jednak ze smutkiem na wszystkie wycinki z Bravo, książki i gadżety, na które wydawałam całe kieszonkowe. Dzisiaj mogę być Geri wdzięczna za bycie potencjalnym kozłem ofiarnym. Przecież to jej wina, ona mnie skrzywdziła, to wcale nie moja osobowość, która nie potrafi się w nic głęboko zaangażować…
Najbliżej o posiadanie pasji ocieram się prowadząc bloga. Poświęcam na niego mnóstwo czasu, dużo mnie uczy i nie wyobrażam sobie w tym momencie życia bez niego. Blog wydaje mi się jednak bardziej narzędziem, niż celem samym w sobie. Gdyby cokolwiek interesowało mnie na tyle, żeby prowadzić bloga właśnie o tym…No, ale nie interesuje. Czasem myślę, że może jeszcze kiedyś…Może ta następna pasjonująca sprawa będzie TĄ…Ale nigdy nie jest.
Tego zazdroszczę. Tego żałuję. Tego się wstydzę. Bardziej niż gdybym miała zamieścić swoje zdjęcia w bikini.