Piękno to pojęcie względne. Wychodzę jednak z założenia, że o gustach jak najbardziej się dyskutuje, choćby dlatego, że zestawianie różnych opinii i upodobań jest bardzo ciekawe. Piękni ludzie też są ciekawi, dzisiaj zatem zestawiam dziesięć znanych kobiet, które mają w sobie to COŚ, co sprawia, że chcę je wciąż oglądać. W tym CZYMŚ oczywiście zawiera się porywająca uroda, ale nie tylko. Ładnych buzi są setki, 99% z nich nie znaczy dla mnie więcej niż ładne krzesło czy kubek. A te kobiety i ich je ne sais quoi zdobyły moje serce.
Jennifer Connelly
W dzieciństwie jakimś cudem ominął mnie “Labirynt”, w którym Jennifer grała z Davidem Bowiem. Może i dobrze, sądzę, że jeszcze by mnie utwierdził w moich dziwactwach. Pierwszy raz zobaczyłam ją zatem w “Pięknym Umyśle” i poczułam się zupełnie jak bohater filmu. Miłość od pierwszego wejrzenia. To nie taka miłość, żeby obklejać sobie jej twarzą ściany pokoju, ale Jennifer to też nie tego typu aktorka. To miłość, polegająca na długotrwałym uczuciu stałym jak strumień, na skinieniu głowy znad szklanki whisky w eleganckim barze, na ukradkowym, znaczącym uśmiechu. Connelly jest dla mnie kwintesencją kobiety z klasą, a im jest starsza, tym tej klasy wydaje się mieć więcej. Zdecydowanie jej chirurg plastyczny jest artystą.
Keira Knightley
Keirę albo się kocha, albo jej nie znosi. Nie do końca mnie to dziwi, jej uroda jest specyficzna, a sama aktorka raczej niezbyt stara się przypodobać publiczności i nie zabiega o uwagę. Sama ją uwielbiam, bo potrafi ukazać to co dla mnie stanowi kwintesencję kobiecości. W jednej chwili jest oszałamiająco piękną nimfą, w drugiej wojownikiem, a zaraz znowu mizerną i potarganą marudą. Uwielbiam to, że umie wcielić się w każdą rolę i ma wiele twarzy, ale w każdej wersji wciąż jest przede wszystkim Keirą.
Lubię ją do tego stopnia, że główna bohaterka mojej elfiej opowieści ma w mojej wyobraźni twarz Knightley (a Connelly jest jej idealnie piękną babcią o wielkich wpływach i nienagannych manierach ;).
Gemma Arterton
Gemmę poznałam oglądając Tess of the d’Urbervilles na BBC. Wyglądała zachwycająco świeżo, jakby wyjęta z XIX-wiecznego obrazu Prerafaelitów, poza tym mam duży sentyment do tej historii. Od tamtego czasu z przyjemnością oglądam ją na ekranie w czymkolwiek się pojawi. Nie ukrywam, że lubię ją też za fakt, że ewidentnie nie nosi rozmiaru zero (na tym zdjęciu może nie widać, ale Gemma jest kobietą, która ma na czym siedzieć i czym oddychać), wciąż jednak wygląda oszałamiająco i elegancko.
Rosamund Pike
Uśmiech Rosamund potrafi rozjaśnić najbardziej pochmurny dzień. Gdy oglądam ją w “Dumie i Uprzedzeniu” lub “Love in a Cold Climate”, mam ochotę się do niej przytulić. Gdybym ją poznała i okazałoby się, że Pike nie jest niezwykle miłą i delikatną kobietą, prawdziwą Jane Bennet, byłabym bardzo rozczarowana. Myślę jednak, że nie da się tak pięknie uśmiechać będąc niesympatyczną osobą.
Rose Byrne
Rose ma w swojej twarzy niezaprzeczalną pogardę. W znakomitej większości swoich ról jest dumna i wyniosła. Nawet kiedy gra szaloną nastolatkę. Poza tym ma taką urodę laleczki, najbardziej lubię ją w period dramach i filmach kostiumowych.
Sophie Ellis Bextor
Rozmawiałam kiedyś o Sophie z moim ówczesnym współlokatorem, stwierdzając, że jeśli jest jakaś kobieta, z którą chciałabym się umówić na randkę, to byłaby właśnie Sophie. Współlokator przyznał natomiast, że jako dzieciak kochał się w jej mamie, prezenterce telewizyjnej.
Sophie ma śliczną, niewinną twarzyczkę i zarazem jakąś drapieżność. Myślę, że to byłaby fajna randka 😉
Lily Cole
Lily ma dziwną twarz. Nie każdemu musi się podobać. Jestem jednak przekonana, że gdybym spotkała ją na ulicy, nie mogłabym oderwać od niej wzroku. Wygląda jak żywe dzieło sztuki albo postać z bajki.
Magdalena Frąckowiak
Moja ulubiona modelka. Trzydziestodwulatka o twarzy dziecka. Kojarzy mi się trochę z chudą dziarską dziewczyną spod trzepaka. Bez makijażu wygląda czasem ciekawiej niż z makijażem.
To moim zdaniem najpiękniejsza wśród polskich blogerek, nawet w swetrze i jeansach wygląda jak romantyczna bohaterka niezależnego filmu.
Alexa Chung
W przypadku Alexy mam trochę mieszane uczucia. Nie podobała mi się jej książka, niespecjalnie zachwycają mnie jej kolekcje ubrań czy styl życia, który sprzedaje, ale to pewnie dlatego, że się starzeję, przestaję być jej targetem, a imprezowanie ze śmietanką towarzyską coraz mniej mi imponuje. Niemniej jednak Alexa miała ogromny wpływ na styl pokolenia młodych kobiet (w tym i na mój) i wygląda świetnie, niezależnie od tego co założy. A czasem zakłada naprawdę ryzykowne rzeczy.
Cóż, jak widać w moim typie są głównie chude zielono i brązowookie szatynki o małych nosach i jasnej skórze. Podejrzewam, że są to po prostu osoby, które wyglądają tak jak sama chciałabym wyglądać, bo naturalnie jestem szatynką o zielono-brązowych oczach. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Zawsze można też pooglądać zdjęcia powyższych piękności.
Jakie są Wasze typy?