Odkąd wróciłam do pracy, moja codzienna droga znacznie się wydłużyła. Zamiast piętnastu śpiesznych minut między progami biura i mieszkania, trwa około czterdzieści minut w jedną stronę. Jest to bardziej męczące, ale doskwiera mniej niż przypuszczałam. Droga jest bardziej zróżnicowana, ciekawsza, ma wiele wariantów uliczek, które mogę danego dnia wybrać. Poza tym przemierzają ją też oni. Ludzie, którzy się patrzą.
Znasz ich?
Idziesz ulicą, jedziesz autobusem, schodzisz do metra. Mijasz dziesiątki, setki osób, które nic specjalnie dla Ciebie nie znaczą. Ale raz na jakiś czas wśród tych anonimowych tłumów zobaczysz istoty zgoła inne. Istoty, które przyciągają Cię magnetyczną siłą i patrzą się na Ciebie, a Ty czujesz, że musisz patrzeć się na nie. Odczuwasz z tego powodu małą ekscytację. Tak małą, że nie zmieni w Twoim życiu absolutnie niczego poza Twoim samopoczuciem. Bo ludzie, którzy się patrzą, uskrzydlają się nawzajem.
„You’re Beautiful” Jamesa Blunta jest właśnie o takiej osobie. Zobaczył w metrze nieznajomą dziewczynę i przeżywa. Co jest kuriozalną, dość niezręczną piosenką, jeśli ma dotyczyć miłości. Świetnie oddaje natomiast naturę ludzi, którzy się patrzą. Zachwycają czymś nieuchwytnym. Może tym jak wiatr rozwiewa im włosy albo jak dobrali skarpetki do butów. Mogą ładnie czytać książkę albo porozumiewawczo spojrzeć się, kiedy widzicie w tej samej chwili coś niemądrego.
W tym zachwycie wcale nie chodzi o miłość ani inny seks, choć osoby, które się na siebie patrzą, mogą się sobie podobać. Ale mogą być również małym dzieckiem albo starcem. Kimś z zupełnie innej bajki albo kimś takim jak Ty. Kobietą lub mężczyzną. Mogą być każdym.
To osoby nadające na tych falach co Ty.
Nawet jeśli tylko przez krótką chwilę. To osoby, z którymi czujesz trwające sekundy braterstwo dusz. Nigdy więcej się już nie spotkacie i dobrze, bo dłuższa znajomość mogłaby zatrzeć to, co do siebie poczuliście. Za chwilę o sobie zapomnicie i pójdziecie w swoje strony. Ale przez sekundy świat należy do Was.
Gdyby życie było filmem, człowiek, który się patrzy w kluczowym momencie akcji złapałby Cię za pazuchę, krzyknął “nie ma czasu tłumaczyć” i bez zbędnego gadania pobieglibyście dalej razem. Okazałby się wysłannikiem z przyszłości, którego zadaniem jest ochrona wybrańca, czyli Ciebie. Mógłby okazać się zagrożoną księżniczką, którą tylko Ty możesz uratować. Wyglądalibyście razem świetnie na ekranie, bo jest między Wami chemia.
Życie to jednak nie film, więc nic takiego nie będzie miało miejsca. Możecie co najwyżej celebrować moment i uśmiechnąć się do siebie. Odkąd wróciłam do pracy uśmiecham się tak prawie codziennie.