Od końca października przez większość dni pracujących jeżdżę londyńskim metrem w godzinach szczytu. Dogodne miejsce pracy, do którego miałam piętnaście minut piechotą, zamieniłam na codzienną czterdziestominutową przeprawę-triatlon, która zawiera w sobie spacer, autobus (bo jestem leniwa i w zimnie nie chce mi się iść 15 minut) i przejażdżkę Victoria Line. Chociaż czasem zjeżdżając ruchomymi schodami w dół słyszę w głowie głos “abandon all hope, ye who enter here”, nie żałuję.
Cenię sobie geograficzny rozdział życia prywatnego od zawodowego. Interakcje z ludźmi w metrze wnoszą też do mojego życia trochę…czegoś. Nie wiem do końca czym to jest, czasem fantazją, czasem rozpaczą, ale jednak to coś nowego.
Pisałam o miłych osobach w metrze. Ja tam uważam, że większość osób jest miła, a przynajmniej zupełnie nieszkodliwa. Nawet w ścisku. Dzisiaj jednak czas na ciemną stronę peronu. Typy, których nie chcesz spotykać, ale spotykasz regularnie. Bo wszyscy jedziecie na tym samym wózku i nie ma jak wyskoczyć. Moje typy spotykam w metrze, ale obawiam się, że żyją pewnie w wielu innych środkach transportu.
Krzykacze
Każdemu z nas zdarzy się kogoś popchnąć, szturchnąć czy spowodować innym dyskomfort w jakiś inny sposób. No życie. Zwykle wystarczy powiedzieć “przepraszam” i sprawa załatwiona. Jednak nie z krzykaczem. Krzykacz nigdy nie powie ani nie zaakceptuje przeprosin. Przez najbliższe dwie-trzy stacje będzie przeżywał swój wewnętrzny dramat, dzieląc się nim ze światem. Popchnął cię? To pewnie Twoja wina/zasłużyłeś/tak naprawdę on jest skrzywdzony/jesteś rasistą/jesteś antyfeministą/jesteś po prostu ludzkim ścierwem/znęcasz się/nie wiem co tam jeszcze. Popchnąłeś go? Jesteś ludzkim ścierwem do kwadratu.
Z krzykaczem nie ma co dyskutować, cokolwiek nie powiesz, masz dramatu na trzy stacje. Możesz równie dobrze założyć słuchawki.
Najbardziej nie lubię słuchać krzykacza jako osoba trzecia, bo niby nie moja sprawa, ale psuje atmosferę w naszej puszce sardynek.
Komentatorzy Niedoli Świata
Jak ten dzisiejszy Legionista Pogardy, szczupły blondyn w średnim wieku, który z przepięknym akcentem rzucił siarczyste “This is ridiculous!”, bo dużo osób wchodziło do wagonu. Człowieku! Mieszkasz w Londynie, mieście, w którym studio w pierwszej strefie potrafi kosztować tyle co luksusowy apartament w Szkocji, a jednorazowy przejazd metrem bez karty Oyster kosztuje tyle co kieliszek wina w przyzwoitym pubie. Serio masz wciąż siłę oburzać się na niedorzeczności?
Drobne Młode Kobiety
Można uznać, że jakoś tam sama się do nich zaliczam. Nie jestem specjalnie wielka, nie jestem specjalnie stara. Mam jednak bardzo silne poczucie sprawiedliwości społecznej i jeśli stoję w kolejce, to stoję w kolejce. Nie mam usprawiedliwienia dla bezpardonowego wpychania się i torowania drogi łokciami, nawet jeśli są całkiem urocze. Staram się nie dać, ale to próżna walka. Za każdy razem czuję się jak szczeniaczek, któremu ktoś zabrał piszczącą zabawkę.
Niemal codziennie zaskakuje mnie, jak agresywne w metrze potrafią być kobiety moich wymiarów. Nikt nie przepycha się tak bezwzględnie jak one (my?).
Makijażystki
Rozumiem, że wszyscy jesteśmy super zajęci i ciężko znaleźć w życiu pięć minut na makijaż. Co tam, każdej z nas zdarza się przypudrować nosek, poprawić szminkę, albo w transporcie publicznym zauważyć, że w domu zapomniało się pociągnąć tuszem rzęs. Nie mam nic do tego. Ale nakładanie twarzy w metrze od zera to strata czasu. Za każdym jednym razem kiedy obserwuję proces, efekt nie jest nawet zadowalający. Można było czynność pominąć lub poczekać aż dojedzie się do pracy.
W gruncie rzeczy nie przeszkadza mi specjalnie, że ktoś to w ogóle robi, tylko jak słabe są efekty. Zawsze mnie to zdenerwuje, a w metrze jestem jeszcze przed pierwszą kawą.
Ludzie słuchający słabej muzy na głupich słuchawkach
Dlaczego wszyscy ci, których słuchawki nie są dźwiękoszczelne, słuchają tak okropnej muzy? Dlaczego to nigdy nie jest piękna muzyka instrumentalna albo nawet porządny metal, tylko umc-umc-umc?
Ostatnia sardynka w puszce
Ten narybek, który pędzi zbawiać świat, czesać zaniedbane sieroty lub wynajdywać lek na raka i nie może poczekać jednej minuty na kolejny pociąg. Wbija się zatem całym majestatem swego mniejszego lub większego cielska w tłuszczę upchniętą w wagonie. Sama unikam sardynkowania jak ognia, ale jednak nie ukrywam, czuję jakiś podziw dla tego mistrza ludzkiego tetrisa, bo najczęściej jakoś się mieści, chociaż wydawało się to niemożliwe. Inna sprawa, że często opóźnia odjazd utkniętym w drzwiach elementem człowieka, jednak kara w postaci pogardliwych spojrzeń pozostałych na peronie jest wystarczająco sroga.
Ludzie, którzy się patrzą, chociaż nie chcesz
Czasami jest chemia, innym razem jej nie ma. Są jak absztyfikant, który nie potrafi zrozumieć, że Ci się nie podoba. Po prostu nie ma między Wami chemii, a wzrok tej osoby wywołuje u Ciebie od zwykłej niezręczności po nieprzyjemne ciarki na plecach. Udajesz, że nie wiesz, że patrzy, ale wiesz. I za każdym razem kiedy sprawdzasz czy patrzy, dalej patrzy. A Ty nie możesz się już bardziej zapaść pod ziemię. Bo jesteś pod ziemią. Znikąd ratunku.
Ludzie, którzy stoją po lewej stronie na ruchomych schodach
Po prostu nie. Nawet nie mam siły więcej o tym pisać. No nie i już.
Ktoś, kto jest wyjątkowo ładny lub fajnie ubrany
Na przykład dzisiaj ta piękna kobieta z cudownie obciętą grzywką. Układała się jak na pięknym kadrze jakiegoś filmu z lat siedemdziesiątych, włosy okalały jej twarz ciemnymi puklami. Albo ta drug kobieta, która siedziała naprzeciwko mnie i miała naprawdę świetne kozaki.
To jest najgorszy typ człowieka, bo nie mogę się na nich napatrzeć, próbuję pochłonąć wzrokiem każdy szczegół ich wyglądu, więc muszę wychodzić na okropnego dziwaka. Jeszcze większego niż w rzeczywistości.
Może zatem tak naprawdę ja jestem problemem, ale to mój blog i co złego to nie ja.
Podróżny Władca Metra
To jest taki specyficzny rodzaj turysty. Wiadomo, każdy z nas bywa turystą, trzeba być dla siebie nawzajem miłym, dobrym i wyrozumiałym. Wszystko to popieram. Ten specyficzny rodzaj turysty uważa jednak, że nie jest ani żadnym obciachem, ani problemem, ani w ogóle jakkolwiek nie w porządku, żeby z wielką walizką stanąć w godzinach szczytu w wejściu metra i rozglądać się dookoła. To, że inni niemal albo zupełnie dosłownie się wywracają lub nie mogą się wydostać z wagonu (o wejściu już nawet nie wspomnę, kto by o to dbał), to już nie ich problem. Na zwrócenie uwagi, że najlepiej jeśli się przesuną i studiują mapy i wskazówki metr dalej, reagują złością, przerażeniem, fochem.
Turysta to nasz bliźni. Władca Metra to przeklęty demon.
Do zobaczenia rano, kochane potwory.