dress – thrifted;
Photos by Ell and me
Mam specyficzne podejście do zdjęć z wszelkiego typu wycieczek, wyjazdów, wakacji i innych form robienia z siebie turysty. Zdjęcie jest fajne, jeśli nie wygląda turystycznie. Oczywiście, że robię też focie typu 'moja morda na tle TU WSTAW DOWOLNY ZABYTEK’, ale zwykle przelatuję przez nie bez jakiejkolwiek refleksji. Mam za to pokaźną kolekcję zdjęć, które uwielbiam: na paryskim bruku, greckich dachach i huśtawkach, z ukraińskimi krowami czy jak tarzam się na wspaniałej, mięciutkiej włoskiej trawce albo siedzę na balkonie i melancholijnie pociągam drina w Rimini. I tak dalej.
Idealne zdjęcie z wyjazdu pokazuje ogólny nastrój miejsca, a nie przegląd miejscowych zabytków.
Ma to dużo wspólnego z ubraniami. Nie można melancholijnie pociągać drina w Rimini w jeansach, butach sportowych i kurtce wiatrówce. Nie można i już. Walizka pełna bawełnianych koszulek i szortów to dla mnie wizja z piekła rodem. Niektórzy relaksują się, gdy nie muszą dbać o wygląd, osobiście jednak nie potrafię się bez tego zrelaksować.
Dzisiejsze zdjęcia opowiadają krótką historię zawiedzionej druidki. Przewodnik w autobusie podkreślił ze trzy razy, że nie było tam druidów. To teraz już są.