Dzisiaj nie będzie foci i ciuszków, ale poruszę temat, który jest dla mnie w tej chwili mocno irytującym. Mianowicie chodzi o reklamę na blogach.
Temat rzeka, porusza mnie mianowicie dlatego, że nazbierało mi się trochę maili od reklamodawców, postanowiłam w końcu się zebrać i odpisać. Niektóre oferty wydały mi się już same w sobie mocno zabawne, w przypadku innych chodziło dopiero o odpowiedzi. Niniejszy tekst może być miniprzewodnikiem dla PRowców czego NIE ROBIĆ w kontaktach z blogerami.
Przypadek pierwszy – nowy portal proponuje pisanie tekstów/ wstawianie reklam i aplikacji na moim blogu/ urządanie konkursów dla moich czytelników. W zamian oferują PROMOCJĘ, zwiększenie oglądalności i obecności w social media.
Co jest tutaj nie tak? Zacznijmy od tego, że portal jest w absolutnych powijakach i śmiem przypuszczać, że na chwilę obecną nie może pochwalić się oglądalnością zbliżoną do mojej, a mój blog specjalnie popularny nie jest. To po pierwsze. O ile jego oglądalność nie skoczy nagle z dnia na dzień, nie są w stanie wywiązać się z obietnicy zwiększenia mojej oglądalności, to po drugie. Po trzecie, jestem osobą dorosłą z rachunkami i czynszem do opłacenia. Za tydzień zaczynam pracę na pełen etat, która z dojazdami będzie mi zajmować jakieś dziesięć godzin dziennie. Mój czas wolny stanie się zatem niezwykle cennym i z pewnością nie będę go wykorzystywać na pisanie artykułów i innych takich ZA DARMO.
Przypadek drugi – proponuje mi się wstawienie baneru znanej firmy odzieżowej w zamian za procent ze sprzedaży. Sama oferta nie jest zła, poza tym, że jakikolwiek zysk jest bardzo zależny od statystyk. Nie mam z tym problemu, na tym przecież polega reklama w internecie, masz dużo wejść to zarabiasz. W przypadku czołowych blogów szafiarskich dochód może być zadowalający. W moim przypadku nie sądzę. Odpisuję zatem na ofertę pytając, jak wyglądają w przybliżeniu zyski w zależności od statystyk bloga. Kontaktująca się ze mną osoba nie potrafi podać takich danych, bo oni 'dopiero zaczynają’. Cóż, zdarza się. ALE, jej zdaniem, szafiarki mają tendencję wzrostową, więc po prostu muszę się dobrze promować, wstawiać baner pod stylizacjami i wtedy na pewno zarobię.
Co jest tutaj nie tak? Otóż będąc szafiarką od jakichś trzech lat mam zupełnie odmienną opinię. Uważam, że tendencja jest zdecydowanie spadkowa, panuje wielkie rozdrobnienie, psucie ogólnego wizerunku itp. Pouczanie mnie na temat środowiska odbieram jako wielkie lekceważenie. Poza tym mam wstawić baner za darmo, włożyć swój czas i wysiłek w promocję marki, a wtedy MOŻE będę mieć z tego jakiś dochód. Niestety całkiem możliwe jest też, że zarobię na tym 10 zł podczas gdy baner będzie na blogu miesiącami. Właściwie jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz.
Drodzy PRowcy!
Nie jestem słupem ogłoszeniowym, na którym każdy może powiesić co mu się podoba. Zresztą, za powierzchnie reklamową na słupie czy bilboardzie też się płaci.
Jestem osobą, która pisząc przedstawia siebie w pewien konkretny sposób. Przedstawiam swoje myśli, pokazuję swoje zdjęcia i chcę przy tym zachować maksymalną wiarygodność i integralność. Wstawianie banerka pod każdym postem dla niepewnego procentu od sprzedaży nie jest czymś, co wiąże się z wiarygodnością.
Jestem też, jak pisałam, dorosłą osobą, która stara się szanować. Być może dla dużo młodszych szafiarek perspektywa jakiegokolwiek zarobku jest dużo bardziej atrakcyjna. Dla mnie wkładanie wysiłku w takie groszowe sprawy jest po prostu bezsensowne, jest także psuciem marki. Nie mam jakiegoś wielkiego mniemania na temat swojego bloga, ale moi czytelnicy wchodzą tutaj bo jestem jakaś. Coś im się we mnie musi podobać. Nie mam ochoty przesłaniać tego stosem banerków, a już na pewno nie takich, z którym praktycznie nic nie mam. Za darmo mogę promować akcje charytatywne albo przedsięwzięcia przyjaciół,nie działalność komercyjną zupełnie obcych mi osób.
Nie chodzi mi o to, że uważam, że za jakąkolwiek reklamę należą mi się setki złotych. Znam swoje statystyki i byłabym śmieszna mając takie oczekiwania. Ale jedyna forma reklamy, która mnie interesuje, to reklama uczciwa wobec mnie i moich czytelników. Przy odpowiednim podejściu i poważnym traktowaniu można zaangażować blogera we współpracę, z której będzie zadowolony, zamiast psioczyć na Was na blogu i poza nim (to tak przy okazji social media). Dobrze przemyślana i uczciwa reklama z pewnością będzie też lepszym wyjściem dla promowanej marki, niż dziesiątki banerów na dziesiątkach blogów. Mała wskazówka – czytam codziennie bardzo wiele blogów i na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy kliknęłam w baner na nich. Warto to przemyśleć.
Przy okazji, jest kilka produktów, które reklamowałam całkiem za darmo, tylko dlatego, że używam ich na co dzień i jestem nimi zachwycona. Zupełnie bez żadnej opłaty wklejałam linki do stron producenta i polecałam je swoim czytelnikom, a nawet znajomym, tym ze świata wirtualnego i rzeczywistego.