Topshop denim jacket, Primark leotard
Photos by Paweł Kolankowski & Panna Lemoniada
Bycie szafiarką to nie jest jakieś hop siup, powtarzam to po raz enty. Do listy problemów i niebezpieczeństw związanych z profesją dopisywać można coraz bardziej mrożące krew w żyłach pozycje. Albo raczej pozycje rozcinające na kawałki palce i sprawiające, że krew sika na wszystkie strony i spływa malowniczo po piasku na nadbałtyckiej plaży.
Tak więc siadłam pupcią na piasku i zachlipałam. Przez chwilę było niefajnie. Na szczęście po krótkiej chwili płaczu musiałam wziąć się w garść i pilnować, żeby Paool nie zemdlał z wrażenia na widok krwi. Próbowałam odwrócić jego uwagę od tragedii i kazałam strzelać focie mojej mordki (które opublikuję wkrótce), podczas gdy Lemonek w pośpiechu (niezbyt dużym 😉 tuptał po plasterek. Mała adnotacja – woda utleniona służyć może do aktów terrorystycznych i konstrukcji broni masowego rażenia, nie można jej zatem wydać 'na słowo’, osoba z rozciętym palcem musi wyszorować tym palcem plażę i dopiero wtedy otrzyma magiczny artefakt.
Całe szczęście wszystko skończyło się dobrze. A gdy tylko krew przeształa sikać na boki doszłam do wniosku, że skoro i tak będę szorować palcem plażę, to równie dobrze mogę się na chwilę wbić w kostium i powyginać. Ciało może być słabe, ale duch pozostaje niezłomny.
PS Wiem, że jestem na powyższych zdjęciach absolutnym pulpetowym pasztetem, więc nie trzeba mnie już informować bo i tak mi smutno. Wmawiam sobie, że to wina kostiumu (oraz całej stresującej sytuacji), bo zwykle wyglądam lepiej. Dziękuję za uwagę.