German army shirt, Primark dress and flats
Photos by Panna Lemoniada
Katowałyśmy Was z Panną Lemoniadą wspólnymi postami z Gdańska do znudzenia. Nie mam dobrych wieści. Podczas mojej delegacji w zeszłym miesiącu zawitałam na dwie noce do Krakowa.
Pierwszego dnia miałam tylko jedno spotkanie, więc po obowiązkowym drinie w hotelowym barze (mój kierownik był nieubłagalny) zrzuciłam szpileczki i pobiegłam rzucić się w ramiona mojej najukochańszej blogowej siostry. Nie było łatwo, bo po drodze musiałam zmierzyć się z krakowskim autobusem. Pan kierowca na moją nieśmiałą prośbę o bilet okropnie się obraził i dopiero dwa przystanki dalej udało mi się dowiedzieć jak mogę go zdobyć. Kraków i Gdańsk to jednak dwa różne światy, przynajmniej jeśli chodzi o bilet autobusowy.
Udało mi się w końcu dotrzeć pod Jubilata i ruszyła lawina wspomnień. Mieszkałam w Krakowie dwa lata za czasów przedszkolnych i Jubilat był moją dziecięcą Mekką. Oczywiście nie mogłam odpuścić Lemonce wspólnego zdjęcia ze smokiem, którego panicznie się kiedyś bałam. W mojej rodzinie do dzisiaj opowiada się jak to namawiałam babcię, żeby odwiedziła mnie w Krakowie. Babcia mówiła, że tak jak ja boi się smoka, na co odpowiedziałam jej, że nie powinna bo 'smok już dzieweczek nie zjada’. Babcia-dzieweczka nie mogła odmówić i niedługo potem tańczyła już ze mną na rynku śpiewając piosenki o ptaszku z Łobzowa.
Kraków nocą jest piękny niczym Paryż, a z Lemonką to już w ogóle niebo na ziemi.
Na koniec trochę o ciuszkach. Militarne koszule/swetry/kurtki mają w mojej szafie stałe miejsce od czasów gimazjum(z tego okresu pochodzi moja bundeska). Przez cały nastoletni zbuntowany okres byłam trendsetterką i nawet o tym nie widziałam 😉 Wychodzi na to, że jeśli będzie się coś nosić wystarczająco długo to wcześniej czy później będzie się szczęśliwą właścicielką największego masthewa sezonu.