Podczas Blog Forum Gdańsk jeden z prelegentów sącząc darmowego drina powiedział mi, że MUSZĘ zarabiać na blogu, bo inaczej to BEZ SENSU. Mam być może tendencję do gubienia istoty spraw i skupiania się na mało istotnych szczegółach, ale to stwierdzenie mnie zabolało. Na szczęście nie jestem znaną ani opiniotwórczą marką i mogę o tym pisać bez obawy, że ktoś się na mnie obrazi (bo mimo wszystko nie lubię jak ktoś się na mnie obraża). Nie jest to bynajmniej atak personalny na naprawdę miłego w obyciu człowieka, ale rozmowa była znamienna dla stosunku do blogowania, który był promowany podczas Forum.
Prowadzę bloga odkąd miałam trzynaście lat, a więc prawie połowę mojego życia w ogóle i dopiero od jakiegoś czasu zaczynam się czuć BEZ SENSU. Pamiętam czasy, kiedy wszyscy mieli blogi na blog.pl i mało kto umieszczał u siebie statystyki. Kiedy nie było żadnych reklam, a mój zupełnie amatorski blog ze słabym designem (ale własnym i wypracowanym w pocie czoła) znalazł się nawet wśród nominowanych do nagrody najlepszego bloga (obok bloga mojej ówczesnej najlepszej przyjaciółki). Wchodziłam wtedy codziennie na listę z nowymi postami, żeby odwiedzić kilka blogów, których wcześniej nie widziałam. Nawiązywało się wtedy przyjaźnie z osobami z odległych zakątków kraju i kwitły one w mailach i na gadu gadu (do późnych godzin nocnych), chociaż w przypadku połowy z tych osób do dzisiaj nie wiem nawet jak wyglądały. Dzięki komentarzom na tamtym blogu wyrwał mnie facet, z którym obecnie mieszkam, w komentarzach robiły sobie też na mnie wielostronicowe disy laski, które nie lubiły mnie ze szkoły. Nie miałam z tego kompletnie nic, ani grosza, ani jednej darmowej kiecki, a podczas wakacji na obozach młodzieżowych w Grecji, Włoszech czy Bułgarii wydawałam kieszonkowe na kafejski internetowe, żeby tylko móc coś napisać. Nowe posty powstawały w zeszytach podczas lekcji, w autobusie, przed snem albo zaraz po przebudzeniu, a kiedy już je dodałam nie miało znaczenia czy skomentowały je trzy osoby czy trzydzieści, tylko jak skomentowały. Tamten blog wciąż jest w sieci, ale dzisiaj aż boję się na niego zaglądać. To zamknięty rozdział, wiek niewinności.
Dzięki obecnemu blogowi poznałam świetne osoby, o których istnieniu w innym przypadku nigdy bym się nie dowiedziała. Z niektórymi piszę codziennie, zwierzam się im z problemów i radości i spędzam miłe chwile, kiedy mamy okazję się spotkać. Są to prawie zawsze osoby, które dołączyły do blogosfery w konkretnym momencie, kiedy dla ‘szafiarek’ znalezienie się na liście Polskich Szaf było formą integracji, a nie kwestią życia i śmierci, bo STATYSTYKI. Chwilę przed tym, kiedy to kto dostał prezent od firmy, a kto nie zaczęło wywoływać burzę na forach. Ale o zmianach w środowisku mogłabym napisać osobny tekst i szkoda mi tutaj miejsca.
Nie jestem znaną ani opiniotwórczą blogerką i najprawdopodobniej nigdy nie będę. Oczywiście, że chciałabym być, ale nie wychodzi mi to, więc po prostu się z tym godzę. Mimo wszystko wolę być nieznana niż nieudolnie starać się trafić na ‘świecznik’ poprzez dodawanie komciów typu ‘obserwujemy’ i proszenie firm o próbki kremu. Bardzo podziwiam blogerów, którzy potrafią prowadzić blog tematyczny i konsekwentnie budować swoją markę. Osobiście nie umiem skupić się tylko na filmie, modzie czy historii i mam dużo obaw, że nikt nie chciałby mnie czytać, gdybym to zrobiła (no bo kim ja jestem). Dlatego uważam, że tym, którzy potrafią prowadzić komptetentne blogi i odnosić sukces należą się pieniądze, współprace i mój podziw. Ale nie należy im się monopol na sens i nie do końca mają prawo wmawiać innym, że to co robimy jest sensu pozbawione. Choćby dlatego, że nie zawsze trzaskali kasę dzięki swoim wpisom. Ale nie tylko dlatego.
Blog dawał mi przez wiele lat dużo radości. Teraz jest BEZ SENSU.