Powyższa reklama pochodzi sprzed dwóch miesięcy, ale jestem opóźniona, zobaczyłam ją dopiero w ten weekend i dopiero teraz wyrażam swoją irytację. Poza tym trochę osób jeszcze zachwyca się różowym sweterkiem więc mam nadzieję, że wybaczycie.
Zacznę od tego, że filmik jest oczywiście ładny, świetnie nakręcony i na pewno wielu osobom się spodoba. Ale nie wszystko co ładne jest dobre i nie wszystko co dobre jest ładne.
Zacznijmy może od tego o czym jest 'Blue Velvet’ i co twórca miał na myśli.
Jako, że film oglądałam nie raz, znajduję przekaz tej reklamy nieco mylącym. Czy marka H&M sugeruje, że ma powiązania z kryminalnym podziemiem?
Czy chodzi o to, że Lana Del Rey pod swoją pięknie zoperowaną twarzą jest przegniłym zombie? Czy w przymierzalni znajdę ludzkie ucho? Czy należy asocjować H&M z seksualnymi dewiacjami, narkotykami, voyeryzmem, sado-masochizmem i psychopatami? Dla mnie bomba i wywrotowe podejście do marketingu, tylko poproszę to paskudztwo mi pokazać. Bo 'Blue Velvet’ to nie tylko koktajl mleczny pity w retro barze z ukochaną z liceum.
Lyncha nie jest łatwo przerobić na popkulturową papkę. Odtworzenie jego klimatu poprzez zasłony, karła i starą piosenkę to zabawa dla dzieciaków. Jeśli już jesteśmy arty to skaczmy na głęboką wodę zamiast moczyć kostki w brodziku. Lynchowi trup i szeroko pojęta zgnilizna są nieobce, a te efektowne elementy nie są celem samym w sobie, służą do budowania nastroju. Jest to jednak nastrój niesamowitości i zagrożenia, a nie retro nostalgia. Że niby H&M musi dbać o wizerunek swojej marki i nie może sobie pozwolić na mocne akcenty? Może trzeba było inspirować się o wiele bardziej familijnym Burtonem…Bo ta reklama to trochę jakby w Hitchcocku nóż w scenie morderstwa pod prysznicem zastąpiono łyżką.
Z jednej strony zatem mamy Lyncha 'upupionego’. Z drugiej strony jednak to upupienie wyjątkowo dziwnie i to w niezbyt pozytywnym znaczeniu. Na ekranie nie ma niczego niepokojącego wprost, ALE…Postać uroczego mężczyzny ścierającego pot z czoła i bezgłośnie śpiewającego wraz z Laną jest odpowiednikiem Franka Bootha. Czyli nie mamy trupa i odciętega ucha, ale szokujący Frank Booth pozostaje i to przerobiony na wymuskanego lovelasa. Myślę, że każdy kto widział scenę napastowania postaci granej przez Isabellę Rossellini zrozumie, dlaczego to nie jest dobra postać do przerabiania na amanta i reklamowania ciuszków.
Podsumowując, pozostaję głęboko skonfundowana reklamówką i mam wrażenie, że twórcy albo nie oglądali 'Blue Velvet’ w całości, albo zrobili H&M mały psikus.
Sam David Lynch pochwalił Lanę jako osobowość i wyraził uznanie dla jej inspiracji. Nie dziwi mnie to jakoś specjalnie, w końcu Lana jest powabną młodą kobietą…Ja Lyncha w wersji dla czternastolatek nie kupuję. Ciuszków Franka dla mojego faceta też nie.