Przechadzając się po angielskiej wsi, dotarłam w końcu do celu wyprawy. Oczywiście jeśli wyprawą nazwiemy półgodzinną pieszą przechadzkę po chodniku. No, może nieco dłuższą niż półgodzinną, bo ktoś musiał przecież sfotografować te wszystkie domki i płotki i zatrzymywać się co trzy minuty, bo tutaj leci dym z komina, tam stoją koniki, a jeszcze po drodze płynie strumyczek. Ell ma niebiańską cierpliwość i nie komentuje stwierdzeń typu 'a teraz niefrasobliwie stanę pod krzakiem róży’, 'uchwyć jak malowniczo dotykam tego wazonu’ lub 'strzel jak tajemniczo się obrócę’. Nie komentuje, chociaż krzywi się bardzo.
W Hartsfield Manor byliśmy już po raz trzeci z okazji Christmas Party organizowanej przez pracodawcę Ella. W poprzednich latach spaliśmy w pokojach w bocznym pawilonie czy „domku myśliwskim”, w tym roku zakwaterowano nas w głównej posiadłości. Jako, że jestem na tyle nieśmiała, że wstydziłam się robić zdjęcia wnętrza w obecności jakichś czterdziestu osób odpokutowujących za poprzednią noc (opłaca się czasem być nudnym ;), to zapraszam do galerii na stronie.
Mały smaczek dla wielbicieli Jane Austen. Akcja 'Emmy’ rozgrywa się w Surrey w fikcyjnej posiadłości Hartfield.
//sukienka i buty Zara, płaszcz Internacionale, plecak River Island, czapka autorstwa Mamy//
Photos by Ell and me