W mojej szafie najbardziej lubię rzeczy po kimś. Ubrania wygrzebane w szafie babci, cioci czy sąsiadki, takie co były u mnie w domu 'od zawsze’ i nosiła je jeszcze moja mama, za którymi ciągną się długie historie. Daję im nowe życie, ale lubię zastanawiać się w jakich okolicznościach noszone były 'za młodu’.
Jedną z takich rzeczy jest absolutny weteran bloga, który towarzyszył mi już na samym początku, a także brał udział w sesjach do niektórych z moich absolutnie ulubionych wpisów (na przykład w wydaniu na Władcę Łabędzi lub Starego Hipisa). Sztuczne futerko pochodzi z szafy mamy Ella. Dostała je lata temu od koleżanki, która mieszkała w Londynie. Przeleżało w szafie szmat czasu, aż do pewnych świątecznych porządków. Młodsza siostra Ellowa kategorycznie oznajmiła, że takiego paskudztwa nosić nie będzie. Bez przekonania Pani Mama zaproponowała je mnie i tak oto Futrzak i ja staliśmy się wielkimi przyjaciółmi. Przez te lata oczywiście nieco się wyświechtał, ale jeszcze zipie. I wciąż wywołuje emocje, jedni go kochają (ja i osoby, które pytają się 'skąd masz?’), inni nienawidzą (Ell). A ja ze strachem myślę co będzie, jak go kiedyś zabraknie.
Taka ze mnie materialistka za trzy grosze, przywiązuję się do przedmiotów, ale nie drogich i pięknych, a odrzuconych paskudztw.
//sztuczne futerko vintage, koronkowa sukienka sh, czapka, naszyjnik i buty Topshop, torba Tkmaxx //