Stan wyjątkowy trwa w najlepsze. I nie będę narzekać, bo pociągi na specjalnym rozkładzie pozwalają mi pospać prawie pół godziny dłużej. Spóźnię się co prawda do pracy, ale na tyle mało, żeby nikt nie mógł się gniewać i tylko ze zrozumieniem kiwał głową, że zima i trudno. Być może znowu skończymy wcześniej, być może znowu będzie pizza. Żyć nie umierać! Może będzie mi trochę wstyd przed klientami ze Szwecji i Finlandii, ale co tam. Taka znowu wstydliwa nie jestem.
Podczas klęski żywiołowej towarzyszą mi przytulne swetry. Ten na zdjęciach jest kolejnym skarbem wygrzebanym w taniej odzieży w Gdańsku (tym razem w Fuksie). Dzięki mym ukochanym przyjacielskim paniom za dziesięć złostych mam sweter, który w Londynie kosztuje jakieś dwadzieścia-czterdzieści funtów. I grzeje jak szalony. Na chwilę obecną mogę zdecydowanie zakrzyknąć 'zimo trwaj!’.
// sweter, torebka i czapka z sh, niemiecka kurtka wojskowa z demobilu, niewidzialna spódnica z H&M, bransoletki Urban Outfitters, buty Zara //