Kiedy jakiś czas temu pisałam, że jestem nudna nie do końca chyba oddałam powagę sytuacji. Jestem tak nudna, że przez ponad dziesięć lat życia (z przerwami od czasu do czasu) jednym z moich sposobów na spędzanie wolnego czasu była karcianka Magic The Gathering. Wydawałam na karty swoje gimnazjalne, uciułane w pocie czoła kieszonkowe i niejedne wagary spędziłam 'rżnąc w Madżika’. Nigdy nie miałam chłopaka, który nie byłby graczem i dowódcą zastępów obrzydliwych umarlaków, demonów czy leśnych bestii, posiadającym magiczne artefakty i sypiącym jak z rękawa zaklęciami. Druga i ostatnia z pokazanych kart pochodzą na przykład z kolekcji Ella :>
Magic The Gathering miał spory wpływ na moją estetykę. Jak widać na załączonych obrazkach nie brakuje tam między innymi rudości, a i ubrania postaci zasługują na uwagę. Niby to gra dla nastoletnich chłopców, ale sukni z pierwszej karty nie powstydziliby się najlepsi projektanci. Zaprezentowane karty to jedne z moich ulubionych, a na pewno najładniejsze spośród kilkuset, które mam obecnie w domu.
Jeśli ktoś z Was w ogóle wie o czym piszę i jakkolwiek go to interesuje, to gram białą talią, opartą głównie na potężnych niszczycielskich aniołach. Zaczynałam od mieszanej czarno białej talii, czyli sojuszu aniołów z demonami, zombie i innymi gnijącymi potworami, ale w końcu jednak zdecydowałam się na mono białą czyli prawo i sprawiedliwość. Nie mylić przypadkiem z dobrem, bo większość z moich aniołów nie ma nic wspólnego ze stróżami, a raczej ze starotestamentowymi wykonawcami Bożego gniewu lub niosącymi zagładę aniołami z Apokalipsy Św. Jana. Przy okazji miewają też fajne ciuszki.
Na tych akurat kartach oprócz Anioła znajdują się głównie wróżki i czarodziejki.