Kiedy jeszcze w gimnazjum pisałam swojego pierwszego bloga był okres, że kilka znajomych ze szkoły codziennie wchodziło na niego żeby wyżyć są na mnie i napisać jaka jestem okropna. Oczywiście chodziło o chłopaka. Jednego razu napisały, że przeczytały gdzieś opinię, że blogowanie sprawia, iż zaczynamy kreować wydarzenia tylko po to, żeby móc je potem opisać i że nie jest to sposób na przekaz prawdy o rzeczywistości. Na koniec oczywiście padło jaka jestem okropna.
Dziesięć lat później wciąż bloguję i uważam, że dziewczęta miały absolutną rację. Blog, który opowiada o danej osobie w oczywisty sposób jest jej mniej lub bardziej świadomie budowanym obrazem. I owszem, zdarza się, że na potrzeby tej kreacji robię rzeczy, które niekoniecznie robiłabym, gdybym bloga nie miała. Czasami zmęczona po tygodniu pracy siedziałabym cały weekend na kanapie przykryta kocem i oglądała telewizję, zamiast na przykład wybrać się do sąsiedniego miasta. Będąc w Londynie pewnie nie robiłabym tylu zdjęć co japoński turysta na widok czegokolwiek co nie jest japońskim turystą. Raz nawet, o zgrozo, posprzątałam mieszkanie, żeby móc zrobić w nim zdjęcia. W Paryżu być może przejechałabym się na jednej karuzeli zamiast dwóch. Chociaż sądzę raczej, że gdybym znalazła ich więcej to wskoczyłabym na każdą jedną. W 90% przypadków blog zachęca mnie do aktywności i intensywniejszego myślenia.
Czasami też mnie ogranicza. Zimą, ze względu na światło, mogę robić zdjęcia tylko w weekendy i z tego powodu nie założę w dwa weekendy z rzędu tego samego płaszcza. Jestem w stanie z tym żyć. Gorzej, że czuję się winna, kiedy Czytelnik wchodzi do mnie strudzony życiem i, jak dzisiaj, widzi mój strój do kupowania ziemniaków. No bo jednak nie oszukujmy się, czasem wciąż siedzę w domu i oglądam filmy, w międzyczasie gotując te nieszczęsne ziemniaki na obiad. Co gorsza nie organiczne ziemniaki z burżujskiego Borough Market tylko zwykłe z Tesco*. Ale tak jak należą mi się darmowe ubrania, driny i wejściówki na wszelkiego typu eventy bo jestę blogerę, tak należy mi się czasem weekend pod kocem.
PS Człowiek średniowieczny nie uważał, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Wręcz przeciwnie cenione były widoczne cnoty i zalety. Nie było wtedy koncepcji czasu wolnego i prywatnego życia, a każdy czyn i słowo odbierano jako wyraz wnętrza. Dlatego też starano się pięknie żyć. Sami odpowiedzcie sobie czy to lepiej czy gorzej niż obecnie. Właściwa odpowiedź nie istnieje.
*Ewidentny przykład koloryzowania na potrzeby bloga, bo wcale nie ziemniaki tylko ryż i wcale nie z Tesco, a z Sainsbury – blogery kłamią.
// płaszcz River Island, spodnie Zara, buty Topshop, T-shirt H&M //