Zawsze zastanawia mnie, skąd się biorą kobiety, które bez wstydu mówią głośno, że nie są feministkami. W swojej najbardziej podstawowej formie i definicji feminizm jest po prostu dążeniem do równouprawnienia. Osobiście uważam się za stuprocentową feministkę, chociaż nienawidzę nosić siatek i oddaję je swojemu mężczyźnie, lubię moje staniki i trzymam je z daleka od ognia i to ja smażę naleśniki na śniadanie, obiad czy kolację. Swoją drogą faceci w moim życiu zawsze mieli problem z naleśnikami. Kiedy Mamy nie było w domu nie było szans na naleśnika czy nawet omleta. Horror.
Rozumiem oczywiście, że ktoś marzy o życiu pełnoetatowej gospodyni domowej wśród gromadki dzieci z Panem Mężem jako głową rodziny. Ma do tego pełne prawo. Tak samo jak inna kobieta ma pełne prawo, żeby stać na czele międzynarodowej korporacji i dzieci oglądać tylko w telewizji. Żadna opcja nie czyni z nas lepszego czy gorszego człowieka ani lepszej czy gorszej kobiety. Kluczowym jest natomiast, aby w wyborze opcji nikt nam nie przeszkadzał i nie przymuszał do rodzenia czy do rządzenia.
Jestem święcie przekonana, że każdy ma prawo do decydowania co go uszczęśliwia i dorośli, zdrowi na umyśle ludzie mogą podjąć te decyzje bez względu na organ płciowy. A jeśli ktoś uważa, że jest inaczej, to ja uważam, że to obciach.
Z okazji dzisiejszego Dnia Kobiet najlepsze życzenia dla wszystkich Pań. I dla Panów też. Żebyśmy wszyscy byli feministkami i feministami i żeby nigdy nie zabrakło nikomu naleśników.