Przyznaję od razu, że do Thatcher jako byłej premier nie czuję ani sentymentu, ani antypatii. Była dla mnie panią z owczą fryzurą, którą pamiętam z Panoramy oglądanej po wieczornej kąpieli z kubkiem gorącego mleka w ręku. Miałam niecałe trzy lata. Większość mojego dotychczasowego życia upłynęło tysiące kilometrów od jej polityki, a na dzień dzisiejszy bardziej obchodzą mnie pomysły rządu Camerona niż Baronowej i nie sprawia mi wielkiej różnicy czyje idee kontynuują.
Śmierć Thatcher zapadnie mi jednak w pamięć. Może nie jako przełomowy punkt w moim życiu, ale na pewno jeden z momentów, które zdefiniowały jaką osobą chcę być. I jakimi osobami chcę się otaczać.
Otóż nie chcę na pewno być kimś, kto czyjąkolwiek śmierć celebruje na facebooku publikując czerstwe docinki i pseudoironiczne komentarze , a potem idzie pomachać butelką na centralnym placu miasta. Kto w dyskusji o polityce używa sformułowań typu ‘the bitch is dead’. I tak dalej, i tak dalej. Zwłaszcza, jeśli osoba ta nie jest na przykład doświadczonym przez decyzje zmarłej robotnikiem w średnim wieku, a studencikiem żyjącym sobie wygodnie z nieprocentowanej pożyczki od rządu, dla którego ‘lewactwo’ to fajny lifestyle. Zasłużona krytyka polityczna i podsumowanie dorobku to jedno, wulgarne wyżywanie się nad staruszką z demencją drugie. Zwłaszcza, że kiedy dwa tygodnie temu jeszcze żyła jakoś nie było widać tej facebookowej elity pikietującej pod jej oknami.
To taki (nie pierwszy i nie jedyny, ale na pewno znaczący) moment rozczarowania Wielką Brytanią widzianą z bardzo bliska. Nie znam się bardzo dobrze na historii współczesnej, babrałam się z umiłowaniem głównie w polityce średniowiecznych dworów, ale z tego co pamiętam Thatcher nie zamordowała nikogo, nie zleciła ludobójstwa, nie zjadała dzieci, nie była bezwzdlędnym dyktatorem (oczywiście pewnie niektórzy się nie zgodzą), tylko przez dziesięć lat stała na czele DEMOKRATYCZNIE wybranego rządu, wygrywając DEMOKRATYCZNE wybory trzy razy z rzędu. Podejmowała decyzje, z których wiele można uważać za złe i szkodliwe, ale czym zasłużyła sobie na reakcję ostrzejszą niż Bin Laden albo Saddam Hussein? Po ich śmierci studenciaki nie biegły z radością, aby upić się na George Square w Glasgow albo w Brixton.
Najmądrzejszy komentarz jaki przeczytałam na temat śmierci Thatcher pochodzi z bardzo niespodziewanego źródła, bo z tekstu napisanego na tę okoliczność przez Russella Branda. Tak, byłego męża Katy Perry, natapirowanego mężczyznę malującego oczy czarną kredką i noszącego rurki tak obcisłe, że sama nie miałabym nigdy szansy się w nie wbić.
If love is something you cherish, it is hard to glean much joy from death, even in one’s enemies.
Bo wiecie co? ‘Ding dong the witch is dead’ nie robi na Thatcher żadnego wrażenia i nie świadczy o niej. Thatcher jest martwa i jutro zostanie pochowana z honorami, podczas gdy loża szyderców będzie się samozadowalać na fejsiku. Świadczy to tylko o piszących.
Nachodzi mnie refleksja, że mamy w Polsce przynajmniej jedną równie kontrowersyjną i wiekową postać (nie chcę rzucać nazwiskami, życzę wszystkim długiego życia) i mam nadzieję, że kiedy czas nadejdzie nie narobimy sami sobie wstydu.
źródło: Wikimedia Commons