Od dłuższego czasu myślałam o umieszczaniu na blogu tekstów o różnicach między życiem w Polsce a w Wielkiej Brytanii. Zawsze jednak znajdowałam mnóstwo wymówek, żeby nie zabrać się za pisanie. Dzisiejszy tekst ze strony internetowej Gazety Wyborczej na temat plagiatowania prac akademickich jest jednak idealną okazją do rozpoczęcia cyklu.
Cały tekst na wyborcza.pl
Na samym początku zaznaczę, że walka z plagiatem na brytyjskich uczelniach jest sprawą priorytetową. Przy oddawaniu jakiejkolwiek pracy pisemnej dołącza się oświadczenie podpisane imieniem i nazwiskiem oraz z aktualną datą ( przykładowa deklaracja w formie pdf do wglądu tutaj).
Co się stanie, jeśli istnieją wątpliwości dotyczące autentyczności Twojej pracy? Zależy od powagi przewinienia. Sprawą może zająć się Kierownik Wydziału albo Senat Uczelniany. Przy czym nie potrzeba bogatej wyobraźni, żeby domyślić się, że Senat ma na uwadze dużo ciekawszych rzeczy niż Twoja przyszłość i najpewniej Cię wyrzuci.
Podobnie sprawa ma się ze ściąganiem. Przez pięć lat studiów nie słyszałam o żadnym przypadku ściągania na egzaminie. Dodajmy też, że poprawianie egzaminów nie jest w UK na porządku dziennym. Drugą szansę dostaniesz w przypadku poważnych problemów osobistych, po przedstawieniu zaświadczenia medycznego dotyczącego ciężkiej choroby, ewentualnie jeśli z przyczyn losowych na egzamin nie dotrzesz. Szansa na poprawkowy egzamin z przedmiotu jest tylko jedna. Jeśli nie zaliczysz przy pierwszym podejściu, uzyskana później lepsza ocena dzieli się przez dwa. Nie zapomnijmy jednak, że średnia ocen wpływa na końcowy dyplom ze studiów. A ocena z dyplomu ma wpływ na Twoją pozycję na rynku pracy. Z dyplomem na C (2:2) nie jest łatwo, niższa ocena sprawia, że ukończone studia są właściwie bezwartościowe.
Podejście studentów przedstawione w artykule jest dla mnie osobiście szokujące.
Trzeba być dziś zaradnym, kombinować. To bardziej przyda się w dorosłym życiu i w pracy niż pisanie prac na jakieś niepraktyczne tematy.
Do czego konkretnie przydadzą się umiejętności nabyte podczas plagiatowania? Do oszukiwania w podatkach? Każda praca na ‘niepraktyczny’ temat uczy logicznego myślenia, posługiwania się źródłami naukowymi, oceniania ich wartości i przydatności oraz wiarygodności. A także wyrażania swoich opinii w sposób, który nie będzie urągał zdrowemu rozsądkowi.
Kiedyś odkryła, że praca studentki to żywcem przepisana prezentacja przygotowana przez koleżankę z instytutu. – W takiej sytuacji nie wiem, co powiedzieć. Sugeruję, że plagiat jest nieuczciwą formą zaliczenia, że jest niezgodny z prawem, a studentka na to, oburzona: „To wykorzystanie, nie kradzież, źle sformułowała pani polecenie, nie życzę sobie takich oskarżeń”. W takich sytuacjach uprzejmość, której byliśmy uczeni od dziecka, nagle okazuje się ciężarem, a zamiast rumieńca wstydu i oczekiwanej propozycji ponownego zaliczenia od studentki – sama robię się czerwona z zażenowania.
Na uczelniach brytyjskich każdy student jest bardzo konkretną kwotą pieniędzy (obecnie mniędzy 2700-9000 funtów rocznie), na której uczelni zależy. Ale cóż, studentów jest na przykład 20 000 i 10 000 w tę czy we wtę nie zrujnuje budżetu poważnej instytucji naukowej. Najwyższy czas, żeby polskie uczelnie zaczęły się traktować poważnie.
Gdy producenci programów naprawiają te luki w oprogramowaniach, studenci wyszukują nowe. Na forach internetowych dworują sobie z naiwności wykładowców i… informatyków przygotowujących programy. – To trochę jak wyścig, jak naprawią jedną furtkę, to studenci szukają kolejnych.
Tutaj wyrażę swój podziw. Studenci ci są bardzo pracowici. Nie chciałoby mi się siedzieć na forach i kombinować z programami. Siadłabym jak jakiś burak czy inny czereśniak i napisała pracę. A potem poszła na piwo.
Wykładowcy zgodnie mówią, że plagiaty biorą się z umasowienia szkolnictwa, które nie pozwala wnikliwie sprawdzać każdej z tysięcy zapisywanych przez studentów kartek.
Moja alma mater ma dwadzieścia tysięcy studentów i znikomy odsetek plagiatów. W Wielkiej Brytanii jest przynajmniej kilkanaście jej podobnych wielkością, nie wspominając już o ich znamienitości. I jakoś dają radę. Niesamowite.
– Jakby wykładowcy nie zadawali takich durnych tematów, to może człowiekowi chciałoby się pisać. Poza tym mamy do zrobienia tyle rzeczy jednocześnie, że nie da się wszystkiego zrobić najlepiej i w stu procentach samemu – twierdzi Aśka z socjologii.
– Pamiętam, jak kiedyś musieliśmy zrecenzować wszyscy tę samą książkę – wspomina Magda, absolwentka ekonomii. – Na grupowego e-maila wysyłaliśmy sobie wiadomości, kto z jakiej strony korzystał przy recenzowaniu. Żeby się zdania nie powielały, a źródeł, którymi można się zainspirować, było mało. Teraz myślę, że to było głupie, ale z drugiej strony – kto miał czas czytać tę książkę? Już nawet nie pamiętam, co to było.
Wyjaśnijmy sobie pewną kwestię. Idziesz na studia, żeby studiować. Uczelni nie musi i nie powinno obchodzić, że nie masz na coś czasu. Owszem, sytuacja może Cię zmusić do pracy zarobkowej. No i co z tego? Jeśli praca jest Twoim priorytetem, być może nie potrzebujesz w danej chwili studiować. Ale jeśli chcesz, to argument o braku czasu jest żałosny.
Miałam swego czasu podobne zadanie. Do dzisiaj pamiętam recenzowaną książkę (Mary Carruthers, The Book of Memory: A Study of Memory in Medieval Culture, jeśli kogoś interesuje) oraz co napisałam w recenzji. Oczywiście, że w grupie sobie pomagaliśmy. Pomoc polegała jednak na dyskutowaniu na temat książki podczas lunchu, po zajęciach, wieczorem w pubie oraz przesyłaniu sobie artykułów, które mogły wnieść coś do naszej interpretacji i trochę dopicować pracę.
Oczywiście, jak głosi często wygłaszana przez Polonię opinia, Brytyjczycy są głupi. Z tymi swoimi uczelniami w czołówkach światowych rankingów i stu dziewiętnastoma noblistami są przynajmniej śmieszni. Wszystkim dumnie ściągającym i plagiatującym życzę dobrej nocy oraz ściągających lekarzy przeprowadzających na nich operacji, prawników prowadzących ich sprawy w sądach, inżynierów projektujących im środki transportu i te super komórki i tablety pomagające w ściąganiu. Słodkich snów.