W piątek wszelka radość z długiego majowego weekendu (w Wielkiej Brytanii są dwa) została skutecznie pogrzebana przez pogodę. Mimo niemal pełni lata już od kilku dni było zimniej i bardziej deszczowo niż w zeszłym roku w lutym. Tego dnia siadłam sobie późnym wieczorem przed komputerem i napisałam poniższe słowa:
Skoro mam trzy dni wolnego i ostatnio dość suchą cerę, idealnym rozwiązaniem jest nawilżanie jej na deszczu i specjalne okłady z gradobicia. Bynajmniej nie narzekam i mam wymówkę, żeby przywdziewać stylówę pod tytułem 'właśnie obudziłam się po namiętnej nocy z leśniczym i zakładam co było na podłodze, żeby nie straszyć jeleni golizną’. Scenki rodzajowe na kaloszach idealnie pasują do zamysłu. Poza tym z dokumentalnych filmów przyrodniczych produkcji Monthy Pythona wiecie, jak to bywa ze zwierzątkami. A to jakiś futrzak znienacka wybucha, a to królik rzuca się na nas, żeby ostrymi jak brzytwy zębiskami rozorać człowiekowi gardło, a to afrykańska jaskółka spuści z powietrza orzech kokosowy. W takich okolicznościach przydaje się solidne obuwie i maskująca kurtka. Nawet jeśli jesteśmy w środku miasta. Bo zwierzątka nie śpią.
Kiedy skończyłam pisać było już na tyle późno, że postanowiłam opublikować wpis w sobotę, przed wypadem do Londynu. Niczym porządna, przygotowana i planująca z wyprzedzeniem blogerka. Oczywiście w sobotę zrobiło się ciepło, słonecznie i miło i tak pozostało aż do dzisiaj. Wszechświat nie chce, żebym była porządna, przygotowana i planująca. Tudzież chce, bym wciąż miała suchą skórę. Ewentualnie też nie spodobała mu się stylówa. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Photos by Ell and me