Historia, którą chcę Wam dzisiaj przybliżyć wydarzyła się ponad dziesięć lat temu. Pewnego dnia do mojego mieszkania zadzwonili domofonem Świadkowie Jehowy. W pierwszej chwili nie wiedziałam, że to oni, ponieważ bez zbędnego przedstawiania się (domofon należy do jednych z najbardziej wymagających środków przekazu) przeszli do konkretów.
-Dzień dobry, mamy takie pytanie. Kto jest osobą, której zawsze możemy zaufać, powierzyć swoje troski i zmartwienia, która zawsze będzie nas kochać i nigdy nas nie opuści?
Mój genialny piętnastoletni umysł nie był jeszcze na tyle rozwinięty, żeby w ułamki sekund wyrzucać z siebie cięte riposty, więc z dziecięcą szczerością zapodał najłatwiejszą odpowiedź.
– Eee, mama?
Zmieszanie po drugiej stronie było mocno wyczuwalne.
– No, ale…a Jezus?
– No Jezus to tak, ale mama też…
– A czy możemy wejść i zostawić materiały do przeczytania?
– Nie, bo mamy nie ma.
Oczywiście chcemy raz na zawsze odpowiedzieć, jaka jest różnica między Mamą a Jezusem. W celach porównawczych posłużmy się zdjęciami.
Na podstawie pobieżnej analizy materiału możemy jednoznacznie orzec, że główną różnicą między Mamą a Jezusem jest broda. Dziękuję za uwagę i życzę udanego Dnia Matki.