Co roku obiecuję sobie, że w końcu wybiorę się na festiwal muzyczny. I co roku moje planowanie ogranicza się do perfekcyjnie dobranej garderoby.
Raz przeraża mnie wizja spędzenia kilku dni na polu pełnym ludzi. Kiedy zaś festiwal (Opener) rozstawia się 30 minut drogi od rezydencji mojej Babci, Królowej Prysznica i Ciasta Marchewkowego, wtedy jak na złość interesuje mnie jeden lub dwa zespoły. A gdy już znajduję festiwal idealny, sprawdzam stan konta bankowego i sami wiecie jak to się kończy.
W roku wygląda na to, że być może uda mi się w końcu gdzieś wybrać. Ell jest wielkim fanem post-rocka (czyli rodzaju muzyki, gdzie każdy szanujący się utwór trwa nie krócej niż osiem minut, nikt nic nie śpiewa, a jeśli pojawia się jakaś konkretna melodia, to brzmi jak 'Wielbić Pana chcę’…) i wynalazł kameralny festiwal ArcTanGent w Bristolu. Jako, że prawie nikt nie słucha post-rocka (na samym festiwalu będzie jakieś 3000 osób…), zostałam oficjalnie zaproszona jako osoba towarzysząca i nawet wolno mi zabrać zakazane na co dzień korony kwiatowe. Takiej okazji nie da się przepuścić, więc kto wie, może w końcu w tym roku się uda.
PS Bilety na różne wydarzenia kulturalne i festiwale zarówno w pobliżu jak i z dala od prysznica znajdziecie na www.eventim.pl
PPS Wpis jest małym zaczerpnięciem oddechu przed wielką serią wpisów z wakacji. Strzeżcie się 😉