Jestem z moją szafą w stanie zimnej wojny. Nie podoba mi się jej stosunek do życia, jej nie podoba się mój tyłek. Gdybyśmy były amerykańskim małżeństwem, to nastąpiłby rozwód z powodu różnic nie do pogodzenia. Niestety, szafa jest szafą, a ja nie jestem mężem szafy.
Dobieram ubrania pod kątem tego, kim czuję się danego dnia, ale w tej chwili szafa nie potrafi zapewnić tej osobie niczego do okrycia. Ja mówię jej 'no hej, jestem indie sexy laską’, ona śmieje się 'chyba pięć kilo temu’. Grożę jej pięścią, ona stoi niezłomnie. I jest górą, bo nigdy nigdzie nie wychodzi, a ja muszę pokazywać się ludziom w jej parszywej zawartości. Kopnęłabym ją, ale jestem fajtłapą i pewnie zaboli mnie to bardziej niż ją.
Macie jakieś sposoby na szafy? Potraficie przemówić meblowi do rozumu tak, żeby poszło mu w pięty (czy też nóżki czy co tam szafa ma)?
PS.W końcu założyłam instagram, polecam jeśli interesują Was głowy jeleni, pałace z bajki i zdjęcia w bikini.
Photos by Ell and me