Zainteresowało mnie dzisiaj zdjęcie na fanpage’u jednej z najbardziej znanych polskich blogerek. Zdjęcie roznegliżowane i ewidentnie przerobione w okolicach pasa, które znikło niedługo po tym, kiedy ktoś to przerobienie (w kulturalny sposób) wytknął. Mniejsza o to, kto jest blogerką, bo nie chodzi mi o małe wojenki, po prostu sytuacja sprowokowała u mnie pewne przemyślenia. Mianowicie – w czym problem?
Zdjęcia na blogu to kreacja rzeczywistości. Pokazujemy co chcemy, jak chcemy i kiedy chcemy. Oczywiście, że jeśli pokazuję Wam mieszkanie, to nonszalancko oparta o framugę popijam sok, a śmietnika stojącego obok nie widać. Jeśli mam na nosie pryszcza to go usunę, bo w zdjęciu chodzi o kwiatową koronę, a nie o dziennik stanu mojej skóry. A kiedy, jak na dzisiejszych zdjęciach, nogę mam nadgryzioną przez komary, to i tego szczegółu sobie i Wam oszczędzę. I śmiem przypuszczać, że jest to Wam jako Czytelnikom dość obojętne. Mnie jako czytelniczce innych blogów jest, przynajmniej tak długo jak dziewczyny nie próbują wmawiać nam super diety, zbawiennego działania kremu i tak dalej.
Wszystkie zdjęcia publikowane w kolorowych magazynach dla kobiet przechodzą przeróbkę, gwiazdy i gwiazdeczki na zdjęciach zrobionych przez paparazzi nie przypominają siebie z okładek, a blogerki poprawiają swoje zdjęcia, nawet jeśli chodzi tylko o kolorystykę. Nie wiem po co to ukrywać i czego się wstydzić. Nawet nieumiejętna przeróbka obrócona w żart (’praktykuję wirtualne usuwanie żeber’ czy cokolwiek) jest dla mnie lepszym wyjściem niż udawanie naturalnego ideału. Naturalnie idealny to jest Dawid Michała Anioła. Ale to kawałek marmuru, nie człowiek.
Niniejszym oświadczam, że na jednym zdjęciu usunęłam ślady po ukąszeniach komara, na drugim zmarszczkę, a na trzecim fałdę. Więcej grzechów nie pamiętam.
PS To ostatnie zdjęcia plażowe, więcej nie mam. Możemy wszyscy odetchnąć z ulgą!