Wielka Brytania ma swoje wady i zalety, ale jeśli miałabym wymienić jedno z moich ulubionych zjawisk kulturalnych, jest to z pewnością pub.
Pub wita z otwartymi ramionami wszystkich. Studentów, którzy za najtańsze piwo płacą ostatnimi drobniakami, wystrojone panienki przygotowujące się na całonocny klubowy maraton, lokalne kółko emerytowanych wielbicielek dziergania na drutach, rodziny z dziećmi, biznesmenów na służbowym spotkaniu, randkujące pary. Można przyjść tam samemu, z ziomami, z babcią czy z psem. Jest to najbardziej demokrtyczne miejsce w kraju, w którym podziały klasowe są obecne jak nigdzie indziej w Europie.
Nie wiesz co robić w urodziny? Nie masz planów na Sylwestra? Nie masz pomysłu na obiad? To już masz. W najlepszych tego typu placówkach można też załapać się na noce karaoke albo quizy z nagrodami. Żyć nie umierać.
Oczywiście wszystko co w Wielkiej Brytanii dobre jest jeszcze lepsze kiedy jest się w Szkocji, zwłaszcza w pubach, w których dostępnych gatunków whisky nie da się zliczyć na palcach u rąk. Poza tym ten przybytek znajduje się nawet w najmniejszych wioskach. Może nie być przystanku autobusowego, może nie być spożywczego, ale pub z pewnością się znajdzie. I nie ma niczego przyjemniejszego niż po całym dniu chodzenia po górach i stanięciu oko w oko z majestatycznym jeleniem siąść z piwem przy kominku.
Poniższe zdjęcia pochodzą z mojego lokalnego pubu w Woking.