Coś w moim życiu zaczyna się ruszać i w końcu pełznąć pomalutku w kierunku Londynu. Niczym Marsjanie w Wojnie Światów, którzy po zniszczeniu Woking ruszyli na stolicę. W tym tygodniu czas nam podjąć męską decyzję i wypowiedzieć umowę na mieszkanie. Jutro mam też drugi etap rozmowy o pracę. Skoro na pierwszy etap poszłam z migdałem wielkości pięści, gorączką i rozstrojem żołądka i poszło dobrze, to może być chyba tylko lepiej…Jeśli będziecie mieć jutro trochę wolnych kciuków, to bardzo proszę je za mnie trzymać. To też w Waszym interesie, bo pomyślcie ile inspiracji i tematów na blogowe wpisy czyha w Londynie.
W temacie ubrań, jesień to moja ulubiona pora roku. Równanie sukienka + obcas + sweter + nakrycie głowy = dobro sprawdza się w większości przypadków. Założenie na siebie przemyślanej kompozycji dodaje mi skrzydeł, ale jeśli na dodatek nie muszę nad nią specjalnie myśleć to fruwam chybko niczym rozentuzjazmowany pegaz.
Także jakby te kciuki jutro można było, to wiecie, byłabym zobligowana…
Photos by Nat w Londynie