Lubię blogować. Lubię dostawać komentarze, im więcej tym lepiej, lubię na nie odpowiadać, lubię kiedy rosną mi statystyki (płaczę cichutko kiedy spadają) i kiedy nowo poznana osoba mówi, że zna i czyta mojego bloga. Ale patrzę tak sobie na komentarze, analizuję te nowo poznane osoby i środowisko, w których je spotykam. I nie ma co się oszukiwać – bloger blogera blogiem pogania.
Moje komentarze pochodzą od blogerów. Na Blog Forum spotykam się z blogerami. Czytam blog konkretnego blogera, bo blogowo się rozumiemy albo dobrze pije się z nim piwo czy kawę, a potem czytam inny blog który poleci lub którego nie lubi. Czytam też blogi, których sana w sumie nie lubię, ale które liczą się w blogosferze, żeby wiedzieć kto, z kim i kiedy. Żeby obserwować innych i rozwijać się. Kontakt z Prawdziwym i Bezinteresownym Czytelnikiem, kimś kto czytałby mnie bez bycia jakkolwiek zamieszanym w środowisko, zachodzi stosunkowo rzadko. Mam wrażenie, że wyklęty przez nas anonim jest najbliższy bycia tym Świętym Graalem.
I w sumie nie ma w tym nic złego. Pozostaje tylko pytanie kim chce się być. Czy chcę żeby znał mnie Kominek i lubiła Ryfka (dobór przypadkowy, możecie zamienić ich Zombie Samuraiem i Fashionelką, albo Maffashion i Maciejem Budzichem, albo kimkolwiek) czy żeby ktoś usłyszał w filmie 'zrobię ci z dupy jesień Riennahery’ i wiedział o co chodzi. Większość społeczeństwa i tak nie wie, o czym jest 'Jesień Średniowiecza’, ale przynajmniej udaje, że wie, bo wypada. Obie opcje są fajne, bo jak ktoś nas lubi to w ogóle jest miło i puchato, ale ta druga opcja jest zdecydowanie fajniejsza.
Zatem Anonimie, muszę Ci coś powiedzieć. Kocham Cię.