Nos od dawien dawna jest dla mnie źródłem kompleksów. Człowiek jest dla siebie samego największym wrogiem i dopóki nie poznałam internetu kompleks ten był wyłącznie mojego autorstwa. Nie śmiały się ze mnie dzieci w szkole ani na podwórku, żaden serdeczny krewny nigdy nie wspomniał nic na jego temat. Być może był to słoń w pokoju, o którym nikt nie mówił, niemniej jednak nie miałam ani cienia podejrzeń, że coś z nim nie tak. Po prostu jako młoda nastolatka któregoś dnia zbyt długo siedziałam przed lusterkiem strojąc miny i wypatrzyłam, że mam wielki nos. Oczywiście internet, media społecznościowe i blogowanie nie dopuszcza istnienia słonia i dowiedziałam się na epulsie czy niemodnych polkach jak szpetny jest mój nos i mój umysł.
Pod wpływem komentarza anonimowej czytelniczki, która zdecydowała się na operację nosa, zaczęłam się niedawno zastanawiać czy sama podjęłabym taką decyzję. Od razu zaznaczę, że nie przeszkadza mi ktokolwiek kto decyduje się na korektę. Chodzi mi jedynie o mnie. Bo może warto ukrócić swoje marudzenie. I myślę, że jednak nie.
Dlaczego?
Przede wszystkim jestem cykorem. Wolałabym pracować cały tydzień na polu niż musieć dobrowolnie poddać się bolesnej operacji. Poza tym każdy sposób wydania kilku(nastu) tysięcy złotych wydaje mi się bardziej pociągający niż nos. Podróż do Japonii czy Afryki, torba od Prady, inwestowanie na giełdzie, samochód, własna ławka w parku…
I powód najważniejszy. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem słaba. Na chwilę obecną wierzę, że nos nie zmieniłby mojego życia, więc nie jest wart zachodu. Gdybym zdecydowała się na nos i z nieba nie zstąpiłby zastąp aniołów, żeby uczynić ze mnie najbardziej podziwianą celebrytkę świata i noblistkę w jednym, byłabym rozczarowana. I rozmyślałabym jaki jest następny krok, który spełni ten sen. Może nowe policzki? Odsysanie tłuszczu? Implanty pośladków?
Kiedy o tym myślę, nos w niczym mi w życiu nie przeszkodził. Nie stał na przeszkodzie do zdobywania chłopców, którzy mi się podobali, nigdy nie powiedziano mi „nie dostaniesz tej pracy, masz zły nos”. Jestem niemal przekonana, że moje przyszłe dzieci nie powiedzą „mama X jest lepsza, bo jej nos jest mniejszy”. Zwłaszcza, że istnieje prawdopodobieństwo, że same nie będą mieć małych nosków…Nos od czasu do czasu zepsuje jedno czy dwa zdjęcia. I raz jedna koleżanka powiedziała, że inna koleżanka powiedziała, że nie wie czemu mój chłopak na mnie leci, bo przecież jest przystojny. Koleżanka też miała duży nos. To by było na tyle jeśli chodzi o destrukcyjną rolę w moim życiu.
Koniec końców, ten nos chyba w ogóle aż tak mi nie przeszkadza. Każdy z nas potrzebuje czegoś do pomarudzenia, żeby od czasu do czasu sprowadzić się na ziemię. Marek Aureliusz miał podobno sługę, który chodził za nim i powtarzał „jesteś tylko człowiekiem”. Ja mam nos – wersję ekonomiczną.
Zapytałam o zdanie na temat operacji Ella, który odparł kategorycznie, że nie ma mowy, nie będę się okaleczać i bez nosa nie byłabym już tą samą Mufką. Co ciekawe jego nastawienie nie zmieniło się specjalnie, kiedy temat zszedł na sztuczne piersi.
Taka miłość jest jedna. Więc po co mi nowy nos?
PS Podobno ostatnimi czasy wydaję się być szczęśliwa.