W 2007 roku jeszcze jako nieśmiała studentka drugiego roku filmoznawstwa i historii miałam okazję być na organizowanym przez uczelnię spotkaniu z Agnieszką Holland.
Spotkanie było udane, reżyserka fascynująca, otwarta i miła i od tamtego czasu mam o niej zdecydowanie pozytywną opinię jako o osobie. Podczas spotkania reżyserka przyznała, że często pytana jest dlaczego przez tyle lat kariery na Zachodzie nie nabrała bardziej naturalnego akcentu. Rzeczywiście, jej angielski jest perfekcyjny, mówi jednak z bardzo mocnym polskim akcentem. Nie wiem czy jest to aktualna opinia Holland, ale powiedziała wtedy, że akcent świadczy o tym kim jesteśmy, o naszym pochodzeniu i tożsamości i kiedy go tracimy to jakbyśmy tracili część siebie.
Zdanie to utkwiło mi w pamięci na lata. Głównie dlatego, że tak jak szanuję Agnieszkę Holland, tak jest to piramidalna bzdura i dorabianie ideologii do konstrukcji cepa.
Z akcentem jest jak z pływaniem. Jeśli włożyć w to wiele wysiłku, niemalże każdy jest się go w stanie nauczyć. Oczywiście niektórzy czują się w wodzie niczym naćpane radością życia delfiny, inni raczej jak konie, które co prawda popłyną jak trzeba, ale bez większego szału (tak strzelam, nie znam się na koniach, już o wiele bardziej na akcentach). Z akcentem jest jak ze śpiewaniem, malowaniem, gotowaniem, jazdą na rowerze. Każdy może, nie każdy lubi i nie każdy chce. Ktoś kto maluje nie jest lepszym ani gorszym człowiekiem od kogoś, kto nie potrafi narysować niczego poza ludzikiem z kreseczek, za to wygrywa maratony w przeciwieństwie do malarza, wielbiciela krótkich spacerów.
Sęk tkwi też w tym, że jeśli już raz nauczysz się dobrze gotować, śpiewać, malować czy mówić w jakimś języku, to ciężko będzie ci wrócić do stanu, w którym robisz to źle. Choćbyś nie wiem jak bardzo próbował ocalić swoją tożsamość.
Dążę do tego, że jeśli pani Holland akcent nie był w życiu do niczego potrzebny i niezbyt ją interesował, to bez sensu żeby zawracała sobie nim głowę. Jeśli jej z tym dobrze to tylko się cieszyć. Sama nie mam z akcentem problemu, nie uważam też żeby ten fakt wpływał jakkolwiek na moją tożsamość. Ale wiadomo, może przemawiać przeze mnie zdradziecka nihilistka i kosmopolitka. Osobiście uważam, że bardziej znamienną oznaką utraty tożsamości emigrantów jest nieuczenie dzieci ojczystego języka.
Swoją drogą gdybym miała okazję osobiście rozmawiać z Agnieszką Holland to ostatnią kwestią, która by mnie interesowała byłby jej akcent…