Przeżywam właśnie swój tydzień z piekła rodem.
To taki tydzień, w którym odwoływane są moje loty, z lotniska jadę prosto do pracy, wyłączane jest mi ogrzewanie, spędzam godziny na telefonie z gazownią, żeby odkryć głębię problemu, której nawet sobie nie wyobrażałam. Deadline w pracy mam jutro, szef powiedział mi o nim wczoraj i wszystko muszę załatwić i skończyć przed jutrzejszym firmowym eventem, z którego wrócę o pierwszej w nocy, aby rano udać się na Spotkanie Tak Ważne, Że Strach Się Bać.
Owszem, z moich ust padło kilka ulubionych polskich przerywników na literę K, przez minutę sobie popłakałam i…tyle. Jedziemy dalej. Bo koniec końców świetnie jest czuć, że nic mnie nie przerasta i nic nie jest ponad moje siły. Owszem, w tym tygodniu nie oglądam seriali w internecie i nie maluję paznokci, jedzenie to zabierająca czas konieczność, a radość sprawia mi, że mogę posiedzieć dłużej w pracy. Ale kobietą sukcesu nie zostanę tarzając się w kwiatkach i przytulając króliczki. Króliczki są dla zwycięzców!
Wciąż zastanawiam się co dokładnie się stało, że przestałam się nad sobą użalać. I chyba nie stało się nic takiego. Któregoś dnia wstałam, powiedziałam sobie dość i przestawiłam łóżko.