Każda szanująca się społeczność ma swój wielki dzień, na który czeka cały rok. Jako młoda nastolatka czekałam na Lednicę, na studiach jeździłam co roku na National Student Television Association Awards, w nowej pracy mamy w czwartek wielką galę, podczas której będziemy sobie ściskać ręce z klientami pijąc darmowego szampana. Polska blogosfera ma Blog Forum Gdańsk.
Blog Forum zachowuje wszystkie elementy najważniejszej imprezy roku – darmowe żarcie, darmowy alkohol, setki ludzi z całego kraju, z których niektórzy zostaną naszymi najlepszymi przyjaciółmi, a z innymi nigdy nie zamienimy już słowa. I jest super, wszyscy świetnie się bawią i zdecydowanie trzeba się wybrać.
Od razu zaznaczę, że mi się podobało, cieszę się, że brałam udział i już czekam na kolejną edycję. Ale chwalenie jest mało interesujące, poza tym możecie sobie poczytać pełne superlatyw opisy na większości blogów innych uczestników. Mnie o wiele więcej daje do myślenia krytyka (to też odnośnie komentarzy na riennaherowym blogu…). Poniżej kilka uwag i przemyśleń na temat tegorocznej edycji.
1. Kryterium przyjmowania uczestników
Byłam na BFG po raz drugi i wciąż nie wiem co decyduje o przyjęciu. Oczywiście wypełniałam jak wszyscy zgłoszenie, w którym podawałam uzasadnienie chęci uczestnictwa, ale jestem do takich uzasadnień sceptycznie nastawiona. Był też hashrank. I tu leży pies pogrzebany.
W tym roku nie dostało się sporo osób z naprawdę dobrymi i całkiem rozpoznawalnymi blogami, podczas gdy dostały się blogi bardzo młode lub dopiero rozwijające się. Nie do końca rozumiem, dlaczego ja się zakwalifikowałam, a ktoś z bardzo zbliżoną publiką nie. Wielu osobom było bardzo przykro. Uważam, że dla lepszej atmosfery wokół wydarzenia warto byłoby te kryteria nieco uściślić. Przejrzystość dobrze robi.
2. Darmowe żarło
Z krytyką spotkali się ludzie stojący po jedzenie w kolejce jeszcze podczas prelekcji. Nie pamiętam co się działo pierwszego dnia, jedzenie jakimś cudem po prostu znalazło się przede mną przyniesione przez jakiegoś dobrego człowieka. Drugiego dnia postanowiłam wykazać się pełną kulturką, nie stałam w kolejce na pół godziny przed czasem, podczas ostatniej przedobiadowej prelekcji piłam jedynie herbatkę przy stoliczku, obserwując wszystko na telebimie. I wiecie co tego dnia zjadłam? Ostatniego w korytku klopsika i resztki cukini.
W przyszłym roku dajcie ludziom możliwość wykazać się kulturą! Albo, drodzy blogerzy, żryjcie mniej. Tutaj z miejsca przyznaję się, podczas przerwy kawowej moja nienasycona gęba pochłonęła cztery kanapeczki z łososiem i trzy serniczki. Uważam, że jest to zrozumiałe w dzień po wieczorowej imprezie integracyjnej, ale dumna nie jestem…
3. Paradygmat
Mam wrażenie, że każda edycja ma swoją prawdę objawioną, która będzie dogmatem przez następny rok. W 2012 każdy musiał zarabiać na blogu, w 2013 o pieniądzach się nie rozmawia, bo to obciach, za to tym razem blog MUSI mieć wykręconą pasję, misję i TRZEBA pomagać innym.
Zawsze kiedy pojawia się magiczne słowo TRZEBA czuję wewnętrzny sprzeciw. Nawet gdy chodzi o stwierdzenie 'TRZEBA tulać małe foczki i kochać małe kurczaczki’. Gdyby też ktoś podczas sesji Q&A publicznie wywołał mnie do tablicy, żebym wykorzystywała swoją popularność do pomocy innym, zrobiłoby mi się niezręcznie. Nie można zmusić do miłości czy czynienia dobra.
Aż strach pomyśleć jaki paradygmat będzie nas obowiązywał za rok.
4. W kupie raźniej…
W zeszłym roku w tym samym czasie odbywało się mniej więcej cztery wydarzenia na raz. W tym roku tylko jedno. W zeszłym roku chciałam się rozdwoić i roztroić, w tym czasami siedziałam na prelekcjach niekoniecznie mnie interesujących. I tak źle i tak niedobrze. Przydałby się złoty środek.
5.Forum?
Najbardziej ze wszystkiego brakowało mi czasu przewidzianego na zadawanie pytań po prelekcji. Prelegent wchodził na scenę, stał na niej piętnaście czy więcej minut, a potem zastępowany był następnym prelegentem. Ja wiem, że można podejść i zagadać, ale to nie to samo co dialog z publicznością, zupełnie inna dynamika. Chciałabym, żeby forum było bardziej forum niż pokazem prelegentów.
6. Najważniejsze. Warto by zapraszać uczestników, którzy wiedzą, że nie ma takiego gatunku dinozaura jak brontozaur. Bo wszystko ładnie i pięknie, ale żeby blogerka lifestyle’owa musiała tłumaczyć takie rzeczy dorosłym facetom to się w głowie nie mieści.
Tak ogólnie było świetnie, wspaniale i miłośnie. Tylko mało dinozaurów. Do zobaczenia za rok.