Do napisania tej notki skłonił mnie list opublikowany na stronie Gazety Wyborczej, w którym to pracownik oświadcza, że nie będzie się łamał opłatkiem w pracy.
List pojawił się w sieci w grudniu i wciąż od czasu do czasu nachodzą mnie myśli na jego temat. Pierwsza, że bardzo nie chciałabym pracować z tym panem. Druga, że jeszcze kilka miesięcy temu byłam w bardzo podobnej sytuacji.
Jesteśmy w tej komfortowej pozycji, że w przeciwieństwie na przykład do takiego chłopa pańszczyźnianego, pracę możemy zmienić, a nawet stworzyć swoje własne miejsce zatrudnienia. Oczywiście na drodze pojawiają się czasem przeszkody: kryzys gospodarczy, fakt bycia jedynym żywicielem wielodzietnej rodziny, ciężka choroba bliskiej osoby, która pochłania wszelkie dostępne środki finansowe czy też hazardowe i narkotykowe długi psa. Wiadomo, nieszczęścia chodzą po ludziach. Istnieje jednak spora szansa, że nie spotkała Cię żadna z wymienionych sytuacji. Jeśli w ogóle zaczynasz zastanawiać się, czy może pora odejść, to zapewne ta pora właśnie nadeszła. Ale jeśli potrzebujesz dodatkowych argumentów, poniżej znajdziesz dziesięć sprawdzonych przypadków.
1. Twój szef to idiota
Wracając do wspomnianego wcześniej listu, o ile nie jesteś wspomnianym wcześniej jedynym żywicielem wielodzietnej rodziny, a Twojego psa nie ściga za długi mafia, nie ma żadnej cnoty w pracowaniu dla idioty. Wręcz przeciwnie, Twój szef świadczy o Tobie. Bo, pytając za Obi Wanem Kenobim, kto jest większym głupcem, głupiec, czy ten kto za nim podąża? Koniec końców sługusy Jabby też nieźle oberwały. I w imię czego, kosmicznej glizdy?
Odmowa dzielenia się opłatkiem czy inne podobnie heroiczne akty to masturbacja. Poczujesz się lepiej, ale nic z tego nie wynika. Zabieraj się z tej planety.
2. Pracownicy krytykują zarząd/dyrektora za jego plecami
Miałam okazję pracować dla niejednego idioty. Cechą charakterystyczną firm pod ich przewodnictwem jest to, że pracownicy doskonale wiedzą, że pracują z idiotą i mają mnóstwo do powiedzenia na jego temat. Tylko nigdy prosto w oczy. Można spędzić długie godziny wygarniając, co jest nie tak z firmą. To gorsze niż masturbacja, bo ani nic z tego nie wynika, ani nie czujesz się lepiej.
Dla kontrastu istnieją firmy, które słuchają uwag i krytyki pracowników, ba, wręcz na nie liczą. Tam chcesz pracować.
3. Żyjesz weekendami
Wiadomo, każdy potrzebuje przerwy i odpoczynku. W weekend najłatwiej zrobić coś przyjemnego czy konstruktywnie się rozerwać. Ale jeśli miłe rzeczy spotykają Cię tylko i wyłącznie w weekendy, obawiam się, że matematyka jest przeciwko Tobie. 5>2.
4. Niczego się nie uczysz
Wiadomo, że nie zawsze lądujemy od razu w pracy marzeń. Niektórzy lądują, inni zanim ją znajdą w międzyczasie też muszą coś jeść. Z większości zajęć da się jednak wyciągnąć pożyteczne lekcje, które przydadzą się w przyszłości. Na przykład po tym jak sprzedawałam bieliznę między innymi transwestytom i profesjonalnym prostytutkom, naprawdę niewiele może mnie zszokować i niewiele jest zjawisk, które mogłyby mnie onieśmielić. Przy przeprowadzaniu ankiet telefonicznych nasłuchałam się rzeczy, o których nie śniło się filozofom, ale na koniec udawało mi się otrzymać potrzebne informacje. Po obsłudze zaopatrzenia duńskiej Firmy Zła trzeba się bardzo mocno postarać, żebym wzięła do siebie narzekania klienta i nie miałabym problemu z zachowaniem kamiennej twarzy przy pracy z największą diwą świata.
W momencie, kiedy czujesz, że zakończyłeś trening Jedi, czas albo stać się Mistrzem, albo znaleźć nową profesję.
5. Miewasz ataki paniki przy biurku
Robi Ci się ciężko w klatce piersiowiej, nie możesz oddychać i czujesz się, jakbyś spadał. Możesz jak ja wylądować na terapii. I uwierz, to nie jest sexy. I nie ma w tym niczego glam. Dość mocno przypomina to natomiast 'Rodzinę Soprano’. Jest niezręcznie, wstydliwie, chcesz, żeby się już skończyło i wstydzisz się o tym rozmawiać z bliskimi. Co gorsze, czasami nie tylko szef jest idiotą. Czasami jest nim też Twój psycholog…
6. Twoje ulubione miejsce w biurze to toaleta
Jako, że w pracy najczęściej nie możesz siedzieć w swoim kocyku bezpieczeństwa (to znaczy możesz, ale zostaniesz w jednym momencie pracowym freakiem), zamiennikiem często bywa kibelek bezpieczeństwa. Jeśli w ciągu ośmiu godzin odwiedzasz toaletę dziesięć razy i są to najprzyjemniejsze chwile dnia, to na pewno czas zmienić pracę. Albo przynajmniej pozycję w firmie, na przykład na babcię klozetową.
7. Nie potrafisz wymienić co osiągnąłeś danego dnia
Jednego dnia może to być zniszczenie Alderaanu, a drugiego wymyślenie systemu, żeby na piętrze nigdy nie brakowało mleka do herbaty, a szturmowcy mieli zawsze czyste buty. Liczy się każdy sukces, nawet ten malutki. Ale nie po to odbębniasz te długie godziny, żeby pod koniec dnia na pytanie 'co dzisiaj osiągnąłeś’ odpowiedzieć 'nie wiem’.
8. Nie masz niczego do roboty
Udawanie, że jest się zajętym, jest o wiele bardziej męczące niż wykonywanie konkretnej pracy. Oraz milion razy bardziej frustrujące niż rozwiązywanie ciężkiego problemu.
Jeśli naprawdę nie wiesz co powinieneś robić albo skończyły Ci się pomysły, a nie jesteś leniem czy symulantem, dobry szef czy przełożony powinien pomóc Ci rozwiązać ten problem. Jeśli ma do Ciebie pretensje, albo woli, żebyś udawał, że robisz cokolwiek niż żebyś robił coś konstruktywnego, najprawdopodobniej jest idiotą. Wróć do punktu pierwszego.
9. Nie dążycie do sukcesów, a tylko unikacie porażek
Jeśli sensem Twojej profesji jest unikanie bycia Force choke’owanym przez pracowego Vadera, jak dużą kreatywnością będziesz się wykazywać na co dzień? Zapewne niewielką. Bo nowe pomysły niosą ze sobą ryzyko. Lepiej siedzieć ze spuszczoną głową i się nie wychylać. Co oczywiście na dłuższą metę nie pomoże ocalić Imperium. Byłam kiedyś w sytuacji jak na Gwieździe Śmierci. Dostałam awans, kiedy (metaforyczne) zwłoki poprzednika sprzątane były z podłogi. Potem w wyniku wewnętrznych rozgrywek i przesunięć miałam dostać kolejny, który właśnie mnie czyniłby kozłem ofiarnym za porażki kulejących struktur. W niecały miesiąc już mnie tam nie było. Nie ma lepszej motywacji niż wizja stanięcia oko w oko z Vaderem.
10. Robi Ci się niedobrze na myśl, że miałbyś pracować w tej firmie do końca życia. Albo chociaż do końca roku
Więc po co to ciągnąć? Jabba the Hutt naprawdę nie będzie po Tobie płakał. A jako, że Twój szef najprawdopodobniej nie trzyma pod podłogą rancorna, świat stoi przed Tobą otworem. Lepiej znaleźć nowego szefa, z którym będziesz się chciał dzielić opłatkiem. Albo samemu zostać sobie szefem. Jasne, wiem, kryzys, depresja…szmesja. Depresja na rynku pracy jest naprawdę łatwiejsza do pokonania, niż depresja w głowie.
Zadowolonym z pracy życzę miłego poniedziałku. Niezadowolonym życzę odwagi. Niech Moc będzie z Wami.