Ale koty…Z kotami jest jak z Ryanem Goslingiem. Doceniam ich urodę. Doceniam ich skoki i podskoki. Doceniam, że inni doceniają ich urok. Ale, no kurczę, nie czuję porywu serca. To nie jest tak, że nie lubię Ryana Goslinga i kotów. Po prostu gdyby Ryan Gosling (albo kot) ukląkł przede mną z bukietem róż i powiedział 'mojaś Ty’, to nie byłaby to najszczęśliwsza chwila w moim życiu. Chociaż pewnie najbardziej niezręczna.
Przyznam jednak, że kota miałam w życiu raz, jako kilkuletnie dzieciątko. Pamiętam z niego tyle, że tupał (chyba wcześnie zaczęłam pić). Po weekendzie spędzonym w Paryżu w towarzystwie białego puszka wszelkie moje przypuszczenia o braku nici porozumienia między mną a kotem potwierdziły się. Poniżej przykłady.
1. Nie rozumiem, co znaczy „miau, miau, miau”.
Rozumiem, że „miau miau” znaczy , że kot głodny. Albo że dumny z defekacji. Albo mam ruszyć zadek i umyć kuwetę. Rozumiem, że mu się może trochę nudzić. Ale kiedy dwoję się i troję, żeby zaspokoić te potrzeby, a ten ciągle „miau miau miau”, zwłaszcza o trzeciej nad ranem (a potem o czwartej i piątej), to już nie wiem.
No Kocie, co to znaczy „MIAU MIAU MIAU”?!
2. Lubię kanapki z ogórkiem, pomidorkiem, serkiem, szyneczką.
Czasem z miodkiem, dżemem czy Nutellą. Z sierścią nie.
3. Gdyby Bóg chciał, żeby wszystko co mam na sobie było pokryte sierścią, to dałby mi własne futerko.
Nie potrzebuję, żeby puszek kłębuszek się ze mną dzielił.
4. Jestem jedynaczką i cenię swoją przestrzeń.
Jak kot. Będę chciała to przyjdę, nie będe chciała to za mną nie łaź. Kot też ceni sobie swoją przestrzeń, z tym, że nie w tym samym momencie co ja. No i za mną łazi. WSZĘDZIE. A najlepiej na stół. Albo do lodówki. Tak, do środka lodówki. Taka sytuacja.
5. Kot nie chce sobie robić ze mną selfie.
Jak mu strzelać focie lustrzanką, to pewnie, pręży się, pozuje, cały jest piękny. A do selfusia ukrywa włochatą mordkę w poduszce.
6. Kiedy coś ma pazury, które się chowają, to nie można nigdy w pełni temu zaufać.
7. W domowym zaciszu cenię sobie bezpieczeństwo.
Ciepło domowe. Świadomość, że nic mi się nie stanie. Puchata bestia natomiast nieustannie rozpościera nad domostwem mroczne widmo zniszczenia. Czy zje kabelek? Czy właśnie tarza się w szafie w ubraniach? Czy rozerwie na strzępy torbę? Czy siądzie na moim ciastku? ZGROZA. A co najgorsze, sianie postrachu sprawia mu radość. I znajdzie sposób na to, żeby znaleźć Twoją fobie. Nie da się też wykluczyć, że kot chce Cię zabić.
Po czterech dniach spędzonych pod jednym dachem z kotem czuję się jakbym spędziła ten czas z kimś, kto zachowuje się zupełnie jak ja. I chyba muszę być strasznie irytująca. Niestety w mojej galaktyce jest miejsce tylko dla jednej mnie. I mojego psa. No, ewentualnie łysego Kota Zagłady. Pod warunkiem, że nie robi „miau miau miau”. ŻADNEGO MIAU MIAU MIAU.