Osobiście uważam się za osobę uzależnioną od internetu. Budzę się rano i od razu sprawdzam na telefonie wszystkie swoje kanały na social media, maila, pogodę na trzy kolejne dni, wchodzę na Pinterest po inspiracje z czym założyć dzisiaj biały T-shirt i tak dalej. W ciągu wrzucam zdjęcia na instagram, sprawdzam jak radzi sobie blog, czytam na bieżąco najświeższe wiadomości z kraju i ze świata, a przed snem odpalam jak codziennie serial.
To nie jest tak, że nie mogę bez tego przeżyć ani dnia, bo mogę. Podczas urlopu w hotelu bez wi-fi dałam sobie radę, a ręce trzęsły mi się niecałe dwa dni…Odpowiednia ilość morza, plaży i alkoholu radzi sobie szybko z takim trzęsieniem.
I chociaż obiema rękoma mogłabym się podpisać pod listem miłosnym do internetu, doskonale zdaję sobie sprawę, że bez niego byłam szczęśliwsza.A może nawet nie bez niego, ale w początkowej fazie naszej znajomości, gdy szczytem finezji było Gadu-Gadu, nagrane na płytach seriale przekazywaliśmy sobie w szkole po kryjomu, a ilość śmiesznych filmików była ograniczona. Zwykle też nagrywaliśmy je na płyty. Tak, czasowo było to mniej więcej w okolicach epoki lodowcowej.
Jakiś czas temu na różnych portalach przetaczała się lawina tekstów jakie to życie jest wspanialsze bez facebooka, bez social mediów, z internetem ograniczonym do minimum, jak to można wtedy znaleźć czas dla rodziny, przyjaciół, książek. To nie mój problem. Jasne, czasem siedzę przed ekranem za długo. Jasne, kiedyś w tym czasie włóczyłam się po łące. Może zatem mniej się włóczę po łące przez parszywego facebooka i wikipedię zła. Ale też nie mieszkam już w okolicach łąki, więc wcale niekoniecznie. Kiedy mam ochotę widzę się ze znajomymi, z których całkiem sporo poznałam dzięki internetowi. Z mieszkającą w innym kraju rodziną komunikuję się również za jego pomocą. Dzięki niemu mogę wszystko. ABSOLUTNIE WSZYSTKO.
Mamy nieograniczony dostęp do wiedzy i rozrywki. Nawet do takiej wiedzy i rozrywki, której nigdy nie chcieliśmy. Jest niewiele rzeczy, które sprawiają, że nie mogę skończyć posiłku i momentalnie robi mi się niedobrze. Właściwie przychodzi mi na myśl tylko jedna – film 'Human Centipede’. Zgadnijcie, skąd wiem o jego istnieniu…W jedną sekundę mogę nakarmić swój głód wiedzy i zobaczyć jak wygląda poród wieloryba, albo płód arlekin. Nie mam nic do wielorybów, ale świadomość istnienia arlekina na pewno jakości mojego życia nie poprawia. Na każdą stronę informacji mądrych, przydatnych i podnoszących na duchu, znajdę dziesięć stron o tym, jaki świat jest okrutny, zły i beznadziejny. I z wrodzonej człowiekowi ciekawości je przeczytam i dzięki temu będę w stanie wymienić stanowczo zbyt wiele nazwisk seryjnych morderców wraz ze szczegółami ich modus operandi.
To, że w internecie mogę wszystko wywołuje we mnie lęk. Wiecie już, że nie za dobrze radzę sobie z FOMO.
Internet jest dla FOMO najwspanialszym, najbardziej odżywczym pokarmem. Choćbym i rzuciła pracę, nie dam rady obejrzeć wszystkich wspaniałych seriali i filmów świata. Chociaż wszystkie na mnie czekają. Nie przeczytam całej wikipedii. Nie ogarnę wszystkich pięknych sukienek we wszystkich sklepach internetowych. Nie znajdę wszystkich śmiesznych obrazków z dinozaurami. Wiecie o co chodzi. Samo w sobie sprawia to czasem, że nie mogę spać w nocy, bo dzisiaj czytałam tylko Pudelka i Wyborczą, a przecież mogłam czytać Biblię po łacinie ze skanów średniowiecznego manuskryptu, czyjąś pracę magisterską na temat elfów w literaturze świata, a na koniec jeszcze zaliczyć z pięć ambitnych seriali o polityce. Powinnam jeszcze to wszystko opisać na blogu i nagrać o tym vlog.
W bardziej analogowych czasach po prostu wzruszyłoby się ramionami, bo przecież nie można mieć czy robić wszystkiego. Internet jednak na każdym kroku jest nam gotów pokazać pęczki pełnych sukcesu osób, które przeczytały cały internet dwa razy, wykładają na trzech uczelniach na raz, napisały pięć książek, a do tego są dwa razy wyższe, chudsze, piękniejsze i młodsze od Ciebie. Zapewne mają też mnóstwo kasy, pięć domów w najpiękniejszych częściach świata, w których panuje sterylny wręcz porządek, a rano budzi je pięćdziesiąt tysięcy małych szczeniaczków. I możesz to obserwować niemal na żywo dzięki ich instagramowi i kanałowi youtube. Jestem dorosła, mam w miarę silną psychikę, w miarę dobrze czuję się sama ze sobą i moje poczucie własnej wartości jest w miarę w porządku. Ale czasami, tylko czasami zastanawiam się, co ja robiłam całe życie.
Jeśli chcę cokolwiek osiągnąć jako blogerka powinnam oczywiście kreować się na jedną z tych osób. Niestety nie nauczyłam się nigdy zbyt dobrze kłamać („kreować wizerunku”), więc sobie daruję. Nie mam do nikogo pretensji, nie czuję zawiści, cieszą mnie sukcesy innych, tylko czasem dopada mnie to uczucie, że chyba musi być ze mnie jakaś łamaga, przeciez jeśli naprawdę, naprawdę, NAPRAWDĘ czegoś chcesz, to ci się uda. Może nie chcę wystarczająco mocno? Moje FOMO ma się jak najlepiej.
Ale może bez internetu wcale nie byłam szczęśliwsza. Byłam po prostu mała. Świat sprzed jego istnienia pamiętam jak przez mgłę, a dzisiaj nie jest mój najlepszy wieczór. Na szczęście mam cały internet fajnych rzeczy na poprawę humoru…