To niesamowite jak element ubioru czy obuwie jest w stanie wywoływać emocje i poruszenie godne wyższej sprawy. Żeby to jeszcze były jakieś wymyślne 20-centymetrowe obcasy czy but-kopytko. Ale nie, chodzi o zwykłe skórzane klapki.
Właściwie wszędzie gdzie wspomni się o Birkenstockach ktoś poczuwa się do ich skrytykowania. Tak było na każdym z moich kanałów w social mediach. Nie jestem jakimś ewenementem, u innych blogerek jest to samo. Horkruks trafiła w nich na listę najgorszych outfitów kwietnia u Niemodnych Polek. Jak dla mnie wygląda świetnie…
Dziwi mnie to tym bardziej, że jakąś dekadę temu wszyscy podobne buty nosiliśmy. Nie, to nie były głębokie lata dziewięćdziesiąte, tylko pierwsze dziesięciolecie XXI wieku. Wtedy jakoś nikomu nie przeszkadzały.
Dlaczego kupiłam Birkenstocki?
Oczywiście dlatego, że są modne. Podobnie jak buty New Balance, nad którymi również myślę, choć przed zakupem powstrzymuje mnie póki co fakt posiadania moich Adidasów Spider.
Przy czym ciężko się nie zgodzić, że w przeciwieństwie np. do równie modnej Lity Jeffrey’a Campbella, Birkenstocki są tak funkcjonalne, że ich zakup wydaje się bardziej głosem rozsądku niż modowym kaprysem. Blogerki kupowały mega obcasy – źle, blogerki kupują płaskie sandały – też źle. Tak, są to zwykłe, choć porządnie wykonane klapki. Nadają się na plażę, na chodzenie po mieście w upalny dzień, jako kapcie, nad jezioro, na wyjście na odkryty basen, na festiwal muzyczny (zakładając, że na rano bierzemy kalosze), na wyprawdę do warzywniaka, na wyprawę na zakupy na Oxford Street, do parku i ogrodu, możliwości jest nieskończenie wiele. Przy czym są naprawdę wygodne, a ich wykonanie pozwala zakładać, że są to buty, które przetrzymają dobre kilka lat.
wygoda + kilka lat użytkowania + wiele zastosowań = oczywisty zakup
Trudno wyobrazić sobie bardziej zdroworozsądkowe podejście. A jak na wygodę i jakość wykonania cena nie jest jakoś oszałamiająca. Oszczędzę też przez kilka kolejnych sezonów na zakupie średniej jakości sandałów z sieciówek, które obcierały mnie w każdym możliwym miejscu. WIN.
Jeśli chodzi o estetykę…Dla mnie osobiście odpowiednim wyznacznikiem stylowości jest pojawienie się ich w Vogue. Oczywiście można się z Vogue nie zgadzać, tak jak moja babcia, która przeglądając dowolny numer każdą stronę komentuje „fu”, „brzydactwo”, „no jak można się tak ubrać”, „nie do pomyślenia!”. Ale jak babcię kocham, tak zawsze mówię jej, że (dajmy na to) Dior zna się na swym fachu nieco lepiej niż Pani Teresa z Trójmiasta i wolę kierować się jego pomysłami.
Oczywiście nie każdemu wszystko musi się to podobać, tak jak mnie nie podoba się na przykład zachowawczy styl Kate Middleton czy Kasi Tusk. Podoba mi się za to nonszalancja, jakiej Birkenstocki dodają przemyślanym kompozycjom, co widać u wspomnianej wcześniej Horkruks i właśnie na zdjęciach w Vogue. Ale to, że każdy ma swój gust to chyba oczywistość.
No więc o co chodzi z tą kontrowersyjnością?