Internet spłyca relacje międzyludzkie. To taki frazes naszych czasów, zupełnie jak stwierdzenia, że najbardziej liczy się jakie człowiek ma wnętrze, dzisiaj młodzi są tacy źli, nasz rocznik jest ostatnim fajnym i tak dalej. Taki bzdet, na dźwięk którego wszyscy mogą pomruczeć pod nosem „no tak, wiadomo, no tak” i siorbnąć sobie piwa. Takie starodziadowanie nowej ery. Te relacje, które mają być spłycone, będą. Przez internet, gry komputerowe (które uczą dzieci zabijać), telewizję (złodzieja czasu), książki (nieprawdziwy świat) czy cokolwiek innego.
Dla mnie internet to przede wszystkim wolny wybór. Wybieram z kim rozmawiam, z kim się przyjaźnię, kto jest moim wrogiem, a komu płaczę w rękaw. I jeśli rozmowa mi nie odpowiada, to idę dalej. Ale gdy odpowiada, prowadzi mnie zwykle w krainy, w których w innym przypadku nie miałabym czego szukać. A w tych krainach czekają na mnie magiczne postaci. Wolna wola ma w sobie boski pierwiastek.
Jeśli przyjrzycie się filmom Miyazakiego, przewija się w nich motyw rodziny skonstruowanej z najdziwniejszych napotkanych po drodze stworów. Księżniczka Mononoke i Howl’s Moving Castle to czołowe przykłady, ale dziwne szajki i kuriozalne pary przewijają się właściwie przez wszystkie jego filmy. I w Krakowie czułam się trochę jak w filmie Miyazakiego. W jednej norce z lemoniadową urzędniczką z Krakowa, seksowną matką z Lublina i kwiecistą social media poetką z Wrocławia, na jednym posłaniu z niezbyt mądrym, ale bardzo pociesznym Bąblem, ku utrapieniu lemoniadowego Pawła. A potem przeżywaliśmy przygody, z nieba lał się żar, a na naszej drodze pojawiały się kolejne stworki. Uśmiechnięte, pyskate, obrażone i ułożone. Pełen zestaw, jak w Spirited Away. Absolutnie wszystkie znam z internetu.
Także komu coś tam spłyca, temu spłyca. Ja czuję się dobrze.
wystąpili: Venila Kostis, Panna Lemoniada, Miss Ferreira, Tattwa, Halo Ziemia, Rita Hairwood, ZombieSamurai i inni.