Pokazy
Po Tygodniu Mody nie spodziewałam się cudów, tym bardziej, że mówiono mi, że to nic specjalnego, ot, modelki przejdą w jedną i drugą stronę, kilkanaście minut i po ptakach. Ale, kurczę, podobało mi się. To jest naprawdę świetne kilkanaście minut. Panuje podniosła atmosfera, fotografowie dyktują co jest kól natężeniem dźwięku migawek (przez co wiem, że krótki niebieski wełniany bezrękawnik jest na pewno kól), a na koniec jeszcze te wzruszające oklaski dla projektanta. Moment, w którym wszystkie modelki wychodzą na wybieg, no a potem jeszcze te oklaski, jest dla mnie wzruszający niczym ostatnia scena z Nowej Nadziei. I tak jak nie wiedziałam czy za sześć miesięcy będzie mi się chciało spędzać kolejny weekend na staniu w kolejkach, żeby przez kilkanaście minut doświadczyć tej atmosfery, tak teraz wiem, że na pewno.
Generalnie London Fashion Week sprawił, że moje nieco podupadłe zainteresowanie modą odżyło, a nawet nabrało nowego kierunku. Fascynuje mnie obecnie biznesowa strona, zwłaszcza w jaki sposób taki młody projektant z dość specyficznym i (moim zdaniem, ale mogę się mylić, to też interesujące) momentami ciężkim do sprzedania stylem buduje swoją markę i jest w stanie na niej zarabiać. Albo jaki jest zwrot z inwestycji w promocję w przypadku małych sponsorów, tych co to rozdają przed pokazami suszone owoce albo mrożone jogurty. To może niezupełnie moda, ale w jakiś sposób trochę tak.
Jakość
Swego czasu wydawało mi się, że ubrania od projektantów w porównaniu z tym, co nosi przeciętny człowiek to niebo a ziemia. Po raz pierwszy ten dogmat i bastion mojej fascynacji modą zachwiał się w posadach kiedy miałam okazję oglądać w muzeum stroje sceniczne Kylie Minogue. Duża część z nich wykonana była z niezbyt wybitnych materiałów. Podczas Fashion Weeku doznania były podobne. Niektóre rzeczy wykonano mistrzowsko, inne natomiast spokojnie odnalazłyby się na bazarze, zarówno pod względem finezji projektu jak i jakości materiału. Przyznaję, że oglądałam pokazy młodych projektantów, a nie czołowych światowych nazwisk, więc może tutaj tkwi problem.
Pierwszy rząd albo nic
Miejsca siedzące są przereklamowane. Podczas pierwszego pokazu, na który trafiłam (i zarazem mojego pierwszego pokazu w życiu) miałam farta i razem z Fatilicious na ostatnią chwilę wepchnięto nas na miejsca siedzące w drugim rzędzie. Pierwszy pokaz i już miejsce dla VIPa! Oczywiście pozostałe grzecznie przestałam, jak na plebs przystało. Ale wróćmy mentalnie do tego drugiego rzędu. Modelki maszerują po wybiegu, fotografowie szaleją, w głośników leci sexy muza, jest lans, bałns i szał ciał, chcę robić zdjęcia i robię, tyle, że na dziewięćdziesięciu procentach tych zdjęć widzę przede wszystkim piękne dredy bardziej VIPowego VIPa z pierwszego rzędu.
Także ważna życiowa lekcja – lepiej być nikim i stać w przejściu niż siedzieć w drugim rzędzie jako celebryta klasy B.
Somerset House
Pod Somerset House czułam się jak w Gwiezdnych Wojnach. No wiecie, jak w Mos Eisley – nigdzie nie znajdziesz ohydniejszego mrowia łajdactwa i występku. Tyle, że pod Somerset House mrowiu robi się jeszcze zdjęcia.
A tak zupełnie serio, jest to surrealistyczna rzeczywistość i wielkie, acz nieszkodliwe targowisko próżności. Przypomina nieco przedszkolny bal przebierańców, ale zaraz przechodzisz przez bramę i przenosisz się do rzeczywistego świata. Somerset House podczas Tygodnia Mody to coś pomiędzy Narnią, a krainą ze Spirited Away. Dziwna, niepokojąca, ale wciąż bajka.
Transwestyci.
Jeszcze nigdy nie miałam okazji widzieć tylu transwestytów. Dodajmy, że podczas wakacji między drugim i trzecim rokiem studiów kilka miesięcy pracowałam w sex shopie, gdzie transwestytów widywałam codziennie i byłam z nimi na ty. No, ale rzeczywiście, ci na Fashion Week byli lepiej ubrani.
Street Style
Nie wiem czy robię się starsza, bardziej nudna, skromniejsza czy jeszcze jakaś inna, ale moją uwagę przyciągają coraz prostsze rzeczy, coraz bardziej stonowane kolory, coraz spokojniejsza połączenia i jakość. No i ładne włosy. Jeśli masz ładne włosy, to nawet w worku na ziemniaki będziesz wyglądać szykownie.
Zaczynam wierzyć, że jeszcze będzie ze mnie minimalistka. Tylko z tymi włosami gorzej…
Modelki
Modelki to bardzo dziwne istoty. Od razu wyróżniają się z tłumu wzrostem i szczupłymi nogami, ale na piewszy rzut oka nie porażają urodą. Ani na drugi. Ale im dłużej się na nie patrzy, tym są ładniejsze. A w momencie, kiedy robisz takiej zdjęcie, potrafi spojrzeć w obiektyw taki sposób, że aż ciarki przechodzą po plecach.
No i tak na żywo jakoś nie mogłam im tego wszystkiego zazdrościć. To jakby zazdrościć czegoś sarenkom z innej planety. To inny, kosmiczny gatunek. Pewnie łatwiej zazdrościć obracając się w ich gronie, ale tak na odległość miło się patrzy.