Pierwsza uwaga najważniejsza: porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie.
Wesele wzbudza emocje. W życiu codziennym i w sieci. Zwłaszcza w sieci. Naczytałam się mnóstwa przemiłych życzeń, zachwytów i uroczych treści, a także stwierdzeń, że jestem głupia i żałosna. W ankiecie w pytaniach otwartych regularnie powracają stwierdzenia, że ktoś chciałby przeczytać teksty o przygotowaniach oraz że ktoś inny kategorycznie nie chce ich czytać. Widzę jednak, że zainteresowanych jest więcej niż przeciwników, a ja jestem tylko blogerką. Nie ominę tematu, o który upominają się Czytelnicy.
Na wstępie zaznaczę, że nie czuję się biedna i poszkodowana przez los, żeby potem nie czytać jak to mi się przewróciło w głowie i innych częściach ciała. Przedstawiam jedynie swoją tezę, że organizacja wesela to nie jest zajęcie dla normalnych i rozsądnych ludzi. Przy czym zakładam, że sama jestem normalnym i rozsądnym człowiekiem i mierzę świat swoją miarą.
Warto się zastanowić czym właściwie w dzisiejszych czasach jest wesele. Dawniej był to moment mający uczcić prawdziwy start w nowe, zupełnie inne życie, zupełnie inne funkcje i pozycję społeczną, oznaczał inne prawa, nowe wymagania i obowiązki. Przez wieki oznaczał dla kobiety przejście spod władzy ojca pod władzę męża i najczęściej był rzeczywistym najważniejszym momentem w życiu. W oczywisty sposób już nim nie jest. Ojciec, którego nie widziałam od lat, może mi…no, nic nie może, a przyszły mąż ma w moim życiu funkcję raczej doradczą niż decydującą. Po ślubie wrócimy do tego samego mieszkania, w którym będziemy tak jak do tej pory spać, jeść, pić, oglądać seriale, grać w gry i robić bałagan. Wrócimy do pracy w tych samych firmach, w których po tym jak dostaniemy prezenty nikt nie będzie nas traktował inaczej niż dotychczas. Nasuwa się tutaj pytanie po co zatem brać ślub, ale to temat na osobny długi i obszerny tekst. Może kiedyś.
Zaręczyliśmy się w sierpniu z założeniem, że ślub planujemy za rok. Tamten moment był świetny, ponieważ był niespodziewany i prywatny. Bez ozdóbek i w górskim otoczeniu klimatem przypominał mi potajemny leśny ślub w Braveheart, który przez lata był moim ideałem. Rodzina jest jednak o wiele bardziej sroga niż jakikolwiek angielski pan feudalny. On mógłby nas co najwyżej zabić, a bliscy przez kolejne dziesięciolecia wypominaliby potwarz i siedem kolejnych pokoleń wiedziałoby, że wuj Ell i ciocia Riennahera nikogo nie zaprosili. Podjęliśmy więc decyzję żeby zorganizować większą uroczystość. I to jest właściwy początek dramatu.
Wesele będzie kosztować dokładnie tyle ile chcesz wydać
O pierwszych trudnościach pisałam już tutaj.
Skoro już decydujemy się, że wyjdziemy z lasu do ludzi, to chcieliśmy wyjść porządnie. Bardzo skromna uroczystość i mały rodzinny obiad to nie nasz styl, chociaż z pewnością dla wielu osób to najlepsze i najprzyjemniejsze rozwiązanie. Albo jedyne możliwe. Tak czy inaczej nie zdecydowaliśmy się na nie i przyjmuję na klatę, że sami jesteśmy sobie winni za wszystko, co zostanie opisane po tym zdaniu.
Czas na małą spowiedź. Poza pracą, w życiu prywatnym jestem leniwa. Kiedy mogę unikam przykrości i niezręczności. Z moją osobowością niezręczności są co prawda nie do uniknięcia, ale staram się jak mogę. Mamy też korzystny kurs funta. W tych okolicznościach przyrody uznałam, że zatrudnienie konsultanta ślubnego będzie rozwiązaniem wszystkich moich bolączek. Nie będę budować napięcia i od razu stwierdzę, że to bzdura.
Przemysł ślubny jest niesamowity. To wielki toczący się potwór obwiązany koronką, obsypany brokatem i confetti w kształcie serc z ciągnącymi się za nim falbanami. Zje wszystko, co jesteś w stanie mu dać, a potem jeszcze odgryzie Ci ramię. W brytyjskim magazynie ślubnym koszt przyzwoitego (nie wystawnego!) wesela wraz z pierścionkiem zaręczynowym i podróżą poślubną szacowany jest na 24 tysiące funtów. To tyle samo na ile konsultant wycenia wystawne polskie wesele, nie wliczając sukni i garnituru. Opcja minimalistyczna to połowa tej kwoty, poniżej 60 tysięcy zaczyna się robić naprawdę skromnie…
Jasne, kto bogatemu zabroni. Tyle tylko, że artystyczne oświetlenie budynku i kwiatowe dekoracje toalet nie mieszczą się jakoś w moim postrzeganiu skromności.
Wszyscy wiedzą lepiej
– Proszę pani, NIKT nie kupuje sukienek bez gorsetu.
– Proszę pani, za tyle pieniędzy to naprawdę NIC się NIE DA zrobić.
– Zobaczy pani, że goście I TAK będą chcieli inną muzykę.
Zawsze, kiedy słyszę, że się nie da albo że muszę, odczuwam wewnętrzny bunt i niezwykle silną potrzebę udowodnienia sobie i światu, że jest inaczej. I nagle dziwnym trafem okazuje się, że istnieje cały salon sukien bez gorsetu. Póki co przewiduję też, że za sześćdziesiąt tysięcy da się zorganizować całą imprezę, pojechać w podróż poślubną, kupić nowy komputer i jeszcze sporo zostanie. A goście będą musieli przeżyć te kilka godzin bez disco polo. Wystarczy Britney, bitch.
Wesele jest jak przeprowadzka.
Wiesz jak to jest z przeprowadzką. Znajdujesz nowe mieszkanie, dopełniasz wszelkich formalności, pakujesz wszystkie kartony i ładujesz je do ciężarówki. Ale to nie jest nawet połowa procesu. Poprzednie mieszkanie trzeba posprzątać, musisz pozmieniać adres we wszystkich istotnych instytucjach, przepisać na swoje nazwisko wszystkie rachunki w nowym miejscu, a rozpakowanie i urządzenie się w nowym miejscu trwa o wiele dłużej niż pakowanie. Mnie zajęło ostatnio kilka miesięcy…
Po umówieniu się z księdzem i zarezerwowaniu lokalu oraz po zakupieniu sukni wciąż jestem w proszku. Tyle tylko, że dalsze elementy są o wiele, wiele mniej interesujące…Kwiaty, muzyka, zaproszenia, alkohol, dj, makijaż, prezenty dla gości, scenariusz wesela…To wszystko cieszy mnie przez pięć minut kiedy oglądam zdjęcia na pinterest. Kiedy trzeba się zabrać za organizację i podejmowanie decyzji nie są to sprawy ciekawsze niż kupowanie herbaty. Na szczęście mama i przyszła teściowa ekscytują się tym tematem o wiele bardziej…
I w sumie, po pięciu miesiącach myślenia nad tematem, cała sprawa zupełnie mi się znudziła. Wolę siedzieć w mieszkaniu i razem z ukochanym spać, jeść, pić, oglądać seriale, grać w gry i robić bałagan.