Nie ma na świecie wielu rzeczy, których nie lubię bardziej od latania samolotem. Może jedynie papryka i Kim Kardashian. Przy czym to nie jest do końca niechęć, a paniczny wręcz strach. Przed lataniem, nie przed czerwonym warzywem i wielkim sztucznym pośladkiem, ma się rozumieć. Przed lotem nie jem, nie śpię i piję dużo alkoholu, a podczas lotu staję się najbardziej pobożną osobą świata. Ojcze Nasz odmawiam w głowie podczas każdej turbulencji, a czasem na wszelki wypadek i między nimi. O tej i innych metodach na podtrzymanie samolotu w powietrzu siłą woli pisałam już w tekście o tym jak pokonać strach przed lataniem. Chociaż sama go nie pokonałam. Czasami boję się nawet samolotów przelatujących mi nad głową.
Czemu latanie jest straszne? Przyczyn jest nieskończenie wiele. Po pierwsze mam problemy z zaufaniem i zdaniem się całkowicie na drugiego człowieka w kwestii kontroli nad własnym życiem. Może byłoby łatwiej jakbym wcześniej mogła z kapitanem wypić kawę albo bruderschafta, porozmawiać o wartościach, a tak to skąd ja mam wiedzieć co ten człowiek sobą reprezentuje. Stewardesom też ufam w niewielkim stopniu, nie wyglądają na dziewczęta bardziej ogarnięte ode mnie, może z wyjątkiem fryzury. Czy ja byłabym godna zaufania w przypadku problemu na wysokości przelotowej? To jest pytanie retoryczne. Ale i tak odpowiem. Sądzę, że wątpię. Po drugie, nie byłam nigdy zbyt dobra z fizyki, jedynym tematem, który mi pochodził były bomby atomowe i reakcje łańcuchowe, więc nie do końca zupełnie rozumiem jak działa samolot. Jest dla mnie tak samo magiczny jak jednorożec. W sumie nawet bardziej, bo z biologii i genetyki byłam lepsza niż z fizyki.
Na pokładzie czyha na nas jednak jeszcze jedno niebezpieczeństwo, którego do tej pory nie doceniałam. WSPÓŁPASAŻEROWIE. No więc nie tylko wsiadasz do magicznej latającej beczki i oddajesz swoje życie w ręce człowieka, który być może głosuje na innych polityków i ogląda inne seriale niż Ty, nie tylko ufasz, że panienki na obcasach zachowają zimną krew w sytuacji kryzysowej, ale też w tej kryzysowej, katastroficznej niemal sytuacji otaczasz się zbiorem przypadkowych osób, z którymi nie masz absolutnie nic wspólnego. I, co więcej, z dużą częścią z nich nigdy nie chciałbyś mieć nic wspólnego.
Do niedawna w tanich liniach lotniczych panowała zasada kto pierwszy ten lepszy. Rzucamy się na siedzenie i nikt nas nie ruszy. Latam tanimi liniami, ponieważ są tanie i ponieważ z Londynu do Gdańska latają tylko takie, a międzylądowania w Warszawie mogłabym nerwowo nie wytrzymać. Wspomniana wcześniej zasada przestała ostatnio obowiązywać i teraz przydziela się nam numerowane miejsce. Taka rosyjska ruletka śmierci. Co prawda jest mniejsza szansa, że ktoś z przodu samolotu upatrzy sobie Ciebie na tyle samolotu i spróbuje wyrywu na dziesięciu tysiącach metrów (prawdziwa historia). A nuż jednak usiądziesz obok drącego koparkę bobasa. Albo obok fana kanapek z jajkiem. I co zrobisz? Nic nie zrobisz. Albo tak jak ja, siądziesz obok wracającej z chrzcin młodej damy w stanie wskazującym na spożycie większej ilości alkoholu. Być może ta młoda dama rozpocznie konwersację, że ona też boi się latać, ale co ma być to będzie, i daj rękę, będziemy się trzymać, no daj, daj, daj, będzie lepiej, no ona też się boi, ale co ma być co będzie i w ogóle co musieli sobie myśleć ci ludzie w samolocie Germanwings gdy spadali. I powiem szczerze, że wolałabym znaleźć się w najgorszej turbulencji i odmówić dziesięć milionów Ojcze Nasz niż siąść jeszcze raz obok tej młodej damy. Taka bardzo krótka instrukcja jak być dobrym współpasażerem na pokładzie machiny śmierci sprowadza się do jednego punktu: nie wspominaj katastrof lotniczych. To jest większe wykroczenie niż proszenie kogoś w pociągu o oddanie używanej bielizny (tak, to moja prawdziwa historia). Już nawet unikanie usilnego zmuszania do trzymania obcej osoby za rękę jest opcjonalne, jeśli respektujemy ten jeden punkt. Już jedz sobie te kanapki z jajkiem wrzeszcząc jak bobas, już nawet popijaj na pokładzie swój alkohol z siatki, tajniacząc się przed stewardessą (co w zasadzie moja współpasażerka też robiła). Śpiewaj, wymiotuj, odmawiaj różaniec, czytaj 50 Twarzy Greya z widocznym podnieceniem, rozrzucaj wokół śmieci, cokolwiek. Tylko nie pocieszaj mnie zastanawiając się na głos co czują ludzie w spadającym samolocie.
Dziękuję.
| zdjęcie w nagłówku: Dave Heuts |