Nie jesteśmy tak znowu dużo mądrzejsi od ludzi z przeszłości. Powielamy wciąż te same błędy, te same uprzedzenia, zmieniają nam się nieco konfiguracje. Umiemy czytać i pisać, znamy tabliczkę mnożenia i garść innych wzorów i faktów, ale ilu z nas potrafiłoby zrobić z nich jakikolwiek użytek?
Nie miej złudzeń, że rozumiesz przeszłość, że znasz historię. Znasz wizję historii, będącą wypadkową źródeł, które przetrwały i analizy, na którą pozwalają umiejętności poznawcze i interesy współczesnych interpretatorów. Ludzie starożytności, średniowiecza czy renesansu nie dostawali powiadomień, że oto dzisiaj zaczęła się nowa świetlana czy też mroczna era. Nie zasypiali w jednej epoce, aby obudzić się w drugiej, lepsi i mądrzejsi. Jednego dnia upadało Cesarstwo Rzymskie, ale następnego dnia ci, co żyli na jego zgliszczach nie leżeli i nie machali bezradnie kończynami, wstrząśnięci siłą upadku. Wstawali i szli do pracy, do sprzątania, gotowania, dzieci. Jak to cynicznie stwierdza jedna z balzakowskich bohaterek, “można się obejść bez króla, ale musi się co dzień jeść obiad”. Życie toczy się dalej i jest nie mniej złożone niż przed upadkiem. Choć nie wszyscy chcą to przyznać. Choć nie wszyscy tak je upamiętniają.
Historię piszą ci, którzy pisać potrafią. W 1381 roku w Anglii miała miejsce chłopska rewolta, gawiedź ruszyła na Londyn. O motywach wiemy trochę, ale znowu nie tak wiele. Nic ze strony tych, którzy byli sprawcami, a nie celem. W 2011 roku Londyn ogarnęły zamieszki. O motywach wiemy mniej więcej tyle, co o wydarzeniu sprzed ponad sześciuset lat. Jeśli nie mniej. Historia nie istnieje jako namacalna, jedyna i prawdziwa prawda. Nie jestem pewna, czy rzeczywistość w ogóle daje się kwalifikować w takich kategoriach. Tych prawd są dziesiątki, setki i tysiące. Czasem trochę tych prawd gromadzi się naraz w jednym miejscu.
Jedno czego można być pewnym, to że warto pisać swoją własną historię. Aby w przeciwieństwie do tego biednego wieśniaka, który w 1381 porwał się na stolicę, móc mieć choć udział w kreowaniu tego, co powie o nas przyszłość.
Fascynuje mnie w tym kontekście obecne naiwne oburzenie, że nasze domy nie są przecież całe białe, że kadr instagrama nie obejmuje całego życia, a jedynie jego wyreżyserowany wycinek i że bez makijażu piękności nie są już takie piękne. Chyba nie przyjmujemy, że zapis przeszłości, który serwujemy sobie w muzeach i galeriach jest realistyczny? Czy oburzamy się na Vermeera, że pokazuje schludne wnętrza domów, a na jego obrazie nie ma śladu nocników? Czy ganimy piękno dawnych portretów? Czy naprawdę wierzymy na słowo kronikom? Dzisiejsze kobiety nie są jak jeden mąż długonogimi gładkimi modelkami (nawet długonogie gładkie modelki nie są do końca sobą z okładek), tak samo jak kobiety czasów Rubensa czy Tycjana nie były wszystkie pulchnymi niewiastami z pięknym włosem i całkowitym uzębieniem. I tak dalej. Zmienia się forma i wiadomość, ale środki wyrazu pozostają takie same, choć udoskonalone i (być może?) bardziej demokratyczne.
I na koniec, jak to bywa najczęściej, happy end. Obecne czasy nie są najgorsze. Młodzież nie jest najbardziej rozbestwiona. I przetrwamy koniec świata. Tak jak przetrwaliśmy wszystkie poprzednie końce świata.
| zdjęcia: Katarzyna Terek |
| Podoba Ci się tekst lub zdjęcia? Podziel się w social media lub skomentuj. Dziękuję! |