Od dłuższego czasu na blogu zrobiło się jakoś tak smutniej, melancholijniej, poważniej. Próbuję odnaleźć źródło tego problemu i dochodzę do smutnych wniosków. To nie jest kraj dla starych ludzi i to nie jest pora roku dla komików.
Żeby być zabawnym trzeba przede wszystkim być przytomnym. Ciężko celnie ripostować, kiedy oczy same się zamykają i odpływamy pod kołderką, żeby obudzić się na dwadzieścia minut przed planowanym wyjściem do pracy. Być może dla Ciebie, Czytelniku, nie byłaby to tragedia, ale ja nie jestem taka ładna jak Ty. Takie poranki stają się zabójczym wyścigiem z czasem. Tu nie ma miejsca na żarty.
Żeby być zabawnym trzeba być pewnym siebie, a nie da się być pewnym siebie, gdy nagle na środku ulicy okazuje się, że założyłam sukienkę na lewą stronę. Po raz kolejny. Ostatni raz zdarzyło mi się to o poranku w pewną słoneczną letnią sobotę i to było w porządku. W końcu przechodnie mogli pomyśleć, że jestem taką zwariowaną imprezowiczką, mam kaca po super melanżu i zupełnie nie dbam o to, co mam na sobie. Taki lifestyle. Ta historia trzyma się kupy. Niestety, jest wrześniowy wtorek, toczę się w kierunku biurowców i nie ma dla mnie żadnego wytłumaczenia poza byciem matołem. Ciężko być elfem pogardy, kiedy jest się matołem.
Człowiek pokłada ostatnią nadzieję w znieczuleniu się alkoholem. W końcu on sprawia, że kobiety wydają się piękniejsze, a mężczyźni mądrzejsi, może zatem i ja stanę się po nim bardziej zabawna. Podchodzę do baru, proszę o szkocką z sodą (to mój drink, kiedy się odchudzam, chociaż wszystkie kalorie zaoszczędzone na alkoholu pochłaniam potem w czekoladzie), a młodziutka barmanka próbuje dać mi sok pomarańczowy. Jest dużo przewinień, które można usprawiedliwić młodym wiekiem. Albo zbyć żartem. To nie jest jedno z nich.
W kwestiach alkoholu jest też ciężko, ponieważ wraz z załamaniem pogody następuje również załamanie chęci siedzenia w pubie. Z codziennej powinności robi się okazjonalne wyjście raz, no najwyżej dwa razy w tygodniu. Z braku lepszego zajęcia zaczynam chodzić na siłownię, która jeszcze pogarsza stan rzeczy. Kiedy podnoszę ciężary (brzmi to dumnie, ale zazwyczaj mają po pięć kilogramów…) drżę ze strachu, że oto zaraz wybiję sobie nimi zęby. Każda sekunda wypełniona jest po brzegi (mentalną) krwią i potem.
Sam widzisz, drogi Czytelniku, że jesienią naprawdę nie da się, no po prostu NIE DA SIĘ być zabawnym. Chyba, że pracuje się w agencji wynajmującej mieszkania w centrum Londynu i wysyła się propozycje lokali do zainteresowanych wynajmem. Ale to już zupełnie inna historia…