Odkąd pamiętam zawsze pragnęłam Przygody. Przeżyłam to i owo. Byłam tu i ówdzie. Nie powiedziałabym, że moje życie jest nieinteresujące. Ale to nigdy nie było to. Nie to co w książkach i nie to co w kinie. Bywa miło, bywa zabawnie, bywa szczęśliwie. Jednak Przygoda to coś więcej.
Chciałabym być Lukiem Skywalkerem, który z wraz przyjaciółmi ratuje galaktykę. Chciałabym być Thranduilem dowodzącym elfią armią. Albo chociaż Bilbo skrywającym pierścień. Żołnierzem kosmosu. Terminatorem. Chciałabym być księżniczką Disneya albo Pokemonem, królową Łucją Mężną albo Czarodziejką z Księżyca. Żeby działo się coś wzniosłego, coś ważnego, coś z fanfarami i muzyką Johna Williamsa. Nie na kartce, nie na ekranie, ale we wszystkich wymiarach.
Życie jest słabo zmontowane, pełne dłużyzn, dobre sceny są za krótkie, a dialogi gorsze niż na ekranie. No i trzeba ciągle jeść, a potem chodzić do toalety.
Odkąd pamiętam zawsze pragnęłam Drużyny. Przy czym Drużyna z prawdziwego zdarzenia to jest coś strasznie trudnego do ogarnięcia. Wiesz, każdy ma inny harmonogram zajęć i naprawdę ciężko to wszystko zorganizować tak, żeby drużynowanie się wszystkim pasowało. Niektórym mama nie pozwala, inni muszą wracać do domu bo serial, pies albo dziecko. Wydaje mi się, że przez chwilę miałam Drużynę, ale wtedy nie do końca zdawałam sobie z tego sprawę, dopóki Drużyna nie znikła. Takie Drużyny są zwykle bardzo efemeryczne. Zwłaszcza, że dobra Drużyna powinna robić coś Ważnego. No po prostu powinna mieć PRZYGODĘ.
Kiedy słucham jak Ed Sheeran śpiewa „If this is to end in fire then we should all burn together” do oczu cisną się patetyczne łzy wzruszenia. Kiedy Dire Straits plumkają smutnie na gitarze do słów “you did not desert me my brothers in arms” serce aż ściska się z rozkoszy. Dzisiaj w pubie powiedziałam “a co jeśli zmieniłabym pracę i nie lubiłabym nikogo jak was?”.
Na początek dobre i to.
| zdjęcia: Katarzyna Terek |