Coraz rzadziej mam tak, że czytam na blogu tekst, z którym nie zgadzam się tak bardzo, że aż muszę napisać odpowiedź. Jeszcze rzadziej zdarza się, że autorem tego tekstu jest osoba mi znajoma i bliska sercu. Dzisiaj jednak emocje mną szargają. Kulturalna polemika z kulturalnymi osobami to wielka przyjemność, więc piszę.
Mój wpis radzę zacząć od przeczytania tekstu Zwierza Popkulturalnego pod tytułem „Jednorożce i tęcze czyli najmniej motywujący wpis w Internecie”.
W jakiś tam sposób czuję się wywołana do tablicy, bo o motywacji, marzeniach i pokonywaniu samej siebie piszę dość często. I choćbym próbowała nie uśmiechnąć się krzywo czytając „ilekroć zwierz czyta ten wpis o tym jak należy zawsze niezależnie od okoliczności podążać za marzeniami wie, że albo kłamie albo stara się wam coś sprzedać”, tak nie daję rady. Ty cyniczny Zwierzu, Ty. Próbuję Ci, kochany Czytelniku, sprzedać farelkę sterowaną aplikacją z komórki, link pod wpisem.
Zmiana nastawienia życiowego z udręczonego niedocenionego geniusza na osobę, która ciężko pracuje nad swoimi sukcesami to jeden z ważniejszych momentów w moim życiu. Uważam też, że ci udręczeni geniusze potrzebują przede wszystkim motywacji, a nie utwierdzania ich w udręczeniu. Owszem, jeśli nie jesteś tym kim chciałeś być w życiu, to niekoniecznie Twoja wina. Może Twoja też, a może wcale nie. Sęk w tym, że istotna nie jest tu wina, ale fakt, że nie jesteś tym kim chcesz.
Świat ma to do sobie, że mimo wtłaczania nam do głowy pięknych baśni i górnolotnych idei tak naprawdę wpycha nas w ramy człowieka przeciętnego. Zachowuj się, nie wychodź przed szereg, nie marnuj czasu na głupoty, najpierw lekcje, potem Twoje hobby. Świat kocha przeciętność. Przeciętność jest łatwa do kontrolowania i do targetowania produktami. Dużo więcej osób będzie Cię w życiu zniechęcać do bycia tym kim chcesz niż w tym wspierać. Największym zaś wrogiem, wykarmionym tym podejściem do życia, jesteś sobie sam.
Mały przykład z życia. Podczas treningu negocjacji w pracy mieliśmy scenariusz, w którym jedna osoba chce coś sprzedać, a druga kupić. Jedna potrzebuje szybko pieniędzy, druga na gwałt musi mieć sprzęt, bo straci kontrakt i cena tego sprzętu nie gra roli. Jest w stanie wydać 200 tysięcy funtów. Wartość nowego na rynku to jakieś 100 tysięcy, z dostawą za kilka tygodni. Żaden z negocjatorów nie dostał więcej niż 90 tysięcy. Dlaczego? Bo nawet do głowy nam nie przyszło, żeby chcieć więcej.
Może będziesz zawsze wspomnianym przez Zwierza kamerdynerem na scenie, ale nie będziesz nawet nim jeśli nie spróbujesz. Uważam, że odpuszczanie jest jedynym czego należy żałować i czego można się wstydzić. To nie jest tak, że wszystko ma wyjść i należy próbować aż do skutku. Ale odpuszczanie jest łatwe. Chwilami jest bardziej atrakcyjne. W końcu, odpuszczanie jest też zaraźliwe. Tak jak zaraźliwe jest jedzenie słodyczy. Jeśli nie jesz ich w ogóle, nie jest sztuką odmówić sobie ich po raz kolejny. Jestem właśnie po pięciu dniach bez cukierków, czipsów i czekolady i w ogóle ich nie potrzebuję. Pierwszego dnia umierałam.
Zwierz pisze, że wiele osiągnęła nic nie robiąc. Tyle, że zwierz od wielu lat prawie codziennie publikuje na blogu. Pogłębia swoją wiedzę. Wciąż czyta, ogląda, jeździ, wygłasza i pisze, pisze, pisze. To nie jest nic. Zwierz uważa, że była uprzywilejowana. Do pewnego stopnia tak. Ale również nie przestaje robić swojego. Dla mnie osobiście jest ewidentnym dowodem na to, że wysiłek włożony w to co się robi popłaca. Podobnie jak moje własne blogowe statystyki kiedy publikuję co dwa dni w przeciwieństwie do publikowania raz na tydzień.
Zwierz porusza kwestię przymusu do posiadania marzenia. Że rzeczywistość terroryzuje nas, byśmy je mieli i by były wielkie. Jestem introwertyczką z głową w chmurach i mnóstwem marzeń, więc nie potrafię zrozumieć stanu, w którym nie chce się niczego więcej. Mam trudności z uwierzeniem, że są ludzie bez marzeń. Chociaż może są. Tak okrutnie pobici i zmaltretowani przez los i innych ludzi, że nie mają śmiałości chcieć niczego niż więcej niż przetrwania kolejnego dnia czy nawet śmierci. Ale ci ludzie są ofiarami okrucieństwa, a nie osobami, które czytają blogi. Brak marzeń to wielka tragedia. Jestem wielką fanką tego dialogu z Niekończącej się Opowieści.
– Dlaczego Fantazja umiera?
– Bo ludzie zaczęli tracić nadzieję i zapominać o swoich marzeniach. Więc nicość rośnie w siłę.
– Czym jest nicość?
– Pustką, która pozostaje. Jest niczym rozpacz niszcząca ten świat. A ja staram się jej pomóc.
– Ale dlaczego ?
– Ponieważ tych co stracili nadzieję łatwo jest kontrolować. Ten kto zdobędzie kontrolę, zdobędzie i władzę.
– Kim tak naprawdę jesteś?
– Jestem sługą potęgi kryjącej się za nicością. Zostałem wysłany aby zabić jedyną osobę, która mogłaby powstrzymać nicość. Zgubiłem go na Bagnach Smutku. Na imię miał Atreyu.
– Jeśli I tak zginiemy, wolę umrzeć w walce. Chodź po mnie G’mork, to ja jestem Atreyu!
Marzenie to nie musi być tylko kariera estradowa, Hollywood, Wall Street albo Nobel. Chociaż niech i będzie, czemu nie. Jeśli prosisz o dużo, więcej dostaniesz. Ale mówmy może o czymś mniejszym. Są osoby, które marzą o wielkim domu pełnym dzieci. Inne po prostu o domu. Są osoby, które marzą o własnej firmie. Albo o tym, żeby nigdy nie być głodnym. Powrót do domu do żony i kota sam w sobie też może być marzeniem. Nie każdemu z miejsca dana jest żona i kot. Uważam, że nie ma niczego złego w niegodzeniu się na zastaną rzeczywistość. Wręcz przeciwnie, godzenie się na nią uważam za szkodliwe. Rzeczywistość większości osób nie jest czymś specjalnie wartym godzenia się. Większość marzeń owszem, nigdy się nie spełni. Ale właśnie ze względy na wszelkie trudności, nierówności i to jaki podły jest świat powinniśmy raczej walczyć i dążyć do zmian niż usprawiedliwiać odpuszczanie sobie.
Piszę to wszystko z perspektywy osoby, która miała w życiu co prawda łatwiej niż wielu, ale też ciężej niż wielu innych. Osoby, która była sfrustrowana, nieszczęśliwa, cierpiała na depresję i przez pewien czas czuła, że świat ją krzywdzi. Że jest taka wspaniała i należy się jej. Zazdrościłam sukcesów i czemu temu czy tamtemu się udaje, a mi nie? Nie wierzyłam w żadne tam motywacje i pozytywne myślenie, bo przecież jeśli bardzo chcę zmienić swoje życie, a ono się nie zmienia, to znaczy, że się nie da. Znam absolutnie wszystkie te odczucia. I wiem jak odmienia się samopoczucie, perspektywy i chęć życia, kiedy przeskoczy się to nastawienie. Nie wierzę w hurraoptymistycznych coachów wołających, że jestem zwycięzcą. Wierzę jednak w trening negocjacji, który miałam w pracy. Jeśli chcę więcej i pozwolę sobie nad tym pracować, to dostanę więcej.
Oprócz bycia żoną Thranduila, posiadania bardzo popularnego bloga, wydania książki, życia w pięknym wielkim i własnym mieszkaniu w Londynie i Paryżu mam też kilka jeszcze bardziej błahych marzeń. Chciałabym jeździć na rowerze i chodzić na lekcje baletu. Chciałabym być uczciwym obywatelem, który nikogo nie oszukuje, przestrzega prawa i płaci podatki. Chciałabym nigdy nikogo nie zabić, umyślnie lub nieumyślnie. Chciałabym adoptować porzucone dziecko. Na pewno nie uda mi się osiągnąć wszystkiego (nie jest łatwo nie zabijać…), ale im więcej chcę, tym więcej muszę robić.
Pisząc ten tekst siedzę pod kocem, za oknem pada i robi się coraz ciemniej. Podejmuję jakiś wysiłek, poświęcam minuty mojego życia na pisanie, na bloga, na czytanie tekstów innych. Mogłabym oglądać cały dzień telewizję albo siedzieć w pubie. Co czasem też robię dla zachowania balansu i pogody ducha, ale często też rezygnuję i wracam do pracy nad swoimi projektami. Ta rezygnacja połączona z aktywnością, którą lubię, jest…przyjemna. Wkładanie w coś wysiłku bo chcesz, a nie musisz dla wyżywienia rodziny, przez większość czasu jest miłe. Jeszcze milsze jak to coś zaczyna wychodzić.
Przy tym wszystkim nie wierzę w ten mit biednej głodnej rodziny, która wszystkim staje na drodze do sukcesu. Spośród wszystkich osób, które znam, naprawdę niewiele zrezygnowało ze swych ambitnych planów ze względu na dobro bliskich. Znacznie więcej odpuściło, bało się, wolało narzekać. W końcu Paul McCartney, Johnny Cash, Dawid Bowie czy Bono doszli na szczyt będąc ojcami małych dzieci. To tylko pierwszych kilka osób, które przyszły mi do głowy. Da się. Oczywiście nie jest łatwo i różnie z rodzinami bywa. Trzeba podejmować pewne wybory. Ale to już temat na zupełnie inne rozważania.
Na końcu Niekończącej się opowieści Fantazja ma się odrodzić z marzeń Bastiana. Im będzie miał ich więcej, tym odrodzi się wspanialsza. Za każdym razem wybieram bycie marzącym Bastianem albo motywującą go Cesarzową, niż wspierającym Nicość Gmorkiem. A na początku zawsze jest ciemno.
PS Oczywiście żart o sprzedaży farelki sterowanej dzięki aplikacji na telefon był tylko przaśnym żartem. Dopóki oczywiście nie zgłosi się jakiś producent, to wtedy wstawię odpowiednie linkusie i wystawię fakturkę.