Mam pomysł na wpis. Wpis dotyczy spraw bardzo ważnych i bardzo politycznych. Potencjalnie może wywołać sporą dyskusję i jeszcze większy hejt. Ten pomysł siedzi w mojej głowie od wielu, wielu miesięcy i wiem, że jest dobry. I wiem, że to co chcę powiedzieć jest dobre. I ta świadomość właściwie mi wystarczy.
Podzieliłam się pomysłem z osobą postronną, która obecnie naciska mnie do zrealizowania go celem publikacji. Jej zdaniem mogę realnie na kogoś wpłynąć. I jeśli zmienię zdanie jednej osoby, to ma znaczenie. Osobiście mam poważne wątpliwości. Czy naprawdę zmieni on czyjeś życie? Czy ktoś, kto zdecydowanie się ze mną nie zgadza, nagle ujrzy niesiony przeze mnie kaganek oświaty? A nawet jeśli, to co dalej? Czy jest sens wdawać się we wściekłe dyskusje, z których koniec końców nikt nie wyniknie? Been there. Done that. Czy nie jesteśmy już na to za starzy?
Nie czuję wewnętrznej potrzeby pisania zaangażowanych politycznie tekstów, chociaż uważam, że dzieje się bardzo niedobrze. Jest mi moralnie trochę nieprzyjemnie, że nie chodzę na manifestacje pod ambasadą, ale źle się czuję w tłumie i nie jestem w stanie z czystym sumieniem powtarzać wszystkim skandowanych haseł. A nie będę stać pod sztandarami, z którymi się nie zgadzam w stu procentach.
Uważam, że o moich poglądach i preferencjach świadczy każda sekunda mojego życia. I mam obowiązek dbać o jakość każdej sekundy. Bo wiem, że to ma znaczenie. Bo to jest akurat to, na co mam naprawdę wpływ. Małe czyny zwykłej osoby, które trzymają ciemność w ryzach. Te gandalfowe drobne przejawy dobra i miłości.
Chociaż wiem, że na dłuższą metę tak nie można. Nie można być sobie dobrym siedząc na zielonej trawie w swoim małym idealnym światku. W którymś momencie zostanie zadane pytanie “czemu nikt tego nie powstrzymał?”. Wiem, że trzeba się ruszyć, trzeba podnieść się z trawy. Choć tak bardzo nie wierzę, że to cokolwiek zmieni.
Kutuzow odwrócił się. Po jego twarzy przemknął ten sam uśmiech co i wtedy, kiedy się odwracał od kapitana Timochina. Odwrócił się z lekkim grymasem, jakby w ten sposób chciał wyrazić, że wszystko, co mu powiedział, i wszystko, co mógł mu powiedzieć Dołochow, było mu już dawno, dawno znane, że wszystko już mu się uprzykrzyło i że to wszystko nie jest tym, czym być powinno. Odwrócił się i ruszył do powozu.
| Wojna i Pokój || Lew Tołstoj |