Do napisania tego tekstu skłonił mnie niedawny wpis u Nishki. Od razu zaznaczę, że Nishkę znam osobiście i bardzo lubię, a moim zamiarem nie jest w żadnym razie atak na jej tekst. Nie wiem nawet, czy to co pisze jest polemiką. Po prostu coś mnie ukłuło w sercu i muszę to z siebie wyrzucić. Uderz w stół, a nożyce się odezwą.
Nishka jest wulkanem energii, radosnym promykiem słońca. Spodziewam się, że potrafi uśmiechem rozjaśnić nawet najbardziej pochmurny dzień. Ma charyzmę. Odznacza się wieczną pogodą ducha. Co uważa za źródło swojego młodego wyglądu. Nishka jest po prostu super. Takie osoby przyciągają. Z takimi osobami wszyscy chcą się trzymać. Przebywanie w jej towarzystwie to czysta przyjemność i wiele, wiele śmiechu.
Ja nie jestem taką osobą. Nigdy nie byłam i nigdy nie będę. Od zawsze byłam tego boleśnie świadoma. I długo czułam się przez to gorsza. Po co to piszę? Paradoksalnie, pozytywny wpis Nishki wywołał u mnie znowu poczucie winy.
Byłam smutasem od dziecka. Mam zdjęcie z przedszkola, na którym wyglądam jakbym dźwigała na barkach ciężar rozpaczy tego świata. Mam zdjęcie z pierwszej klasy, na którym wyglądam jakbym chciała zabić ból istnienia kokainą. Mam też zdjęcie z czwartej klasy, na którym jestem Elfem Pogardy. Zawsze chciałam być jednak tą radosną iskierką, na widok której wszyscy się rozpromieniają. Wiesz, the party don’t start till I come in. Jak jakiś Kopciuszek, Arielka czy inna Królewna Śnieżka. Jest takie powiedzenie, nie ucz świni śpiewać, stracisz czas i zirytujesz świnię. Z taką energią przychodzi się na świat. Tak uważam, chociaż można się ze mną nie zgadzać. Albo to masz, albo nie. Nie nauczysz się tego. Nic nie poradzę, że nie mam w sobie uroku i energii i nie zarażam pozytywnymi wibracjami. Mam dziesięć tysięcy innych cech, które są dobre i fajne, ale tych nie mam. Co zrobisz? Nic nie zrobisz.
I to powinno być na tyle. Nie masz tego w sobie, tak jak nie masz talentu do koszykówki albo śpiewu, to zajmij się tym co masz. Proste, nie? Lecz nie. Pamiętam do dzisiaj pewien festyn pod kościołem, na który trafiłam w liceum, podczas którego jakaś pani zapytała młodą dziewczynę o wiek. Speszona panna odpowiedziała,że ma dwadzieścia lat i dlaczego pani w ogóle o to pyta. Mój syn też ma dwadzieścia lat, odpowiedziała, ale nie jest taki wesoły i uśmiechnięty jak ty. To jest taka pożądana cecha, nieprawdaż? Mówił Ci ktoś kiedyś, że masz się uśmiechnąć? Na pewno mówił. Ja słyszę to od lat i czytam to często. Na przykład w komentarzach. Bardzo tego nie lubię, bo nie jestem małpką cyrkową, ani nawet prezenterką telewizji śniadaniowej. Poza tym w uśmiechu moje wargi robią się wąskie, policzki pyzate, a oczy szalone. Po dłuższym czasie cała twarz jakoś dziwnie boli. Śmieję się zatem, kiedy mam głupawkę albo widzę słodkie małe leniwce. W pozostałych momentach życia zachowuję spokojną powagę. Czasem zakrawa ona na lekką pogardę. Ech.
Jako, że charyzmy i wiecznej pogody ducha wykształcić nie mogłam, przez wiele lat kończyło się u mnie tylko na frustracji, poczuciu niższości i…niechęci do osób, które te cechy posiadały. Niechęci na zasadzie “nie lubię cię i nie będę się z tobą bawić, grrrrr” albo “nie jestem fajna, więc nie będziesz mnie lubić, na wszelki wypadek nie będę z tobą rozmawiać”. Jeśli jest się introwertyczną osobą, takie myślenie nie ułatwia odnajdywania się w grupie czy zawierania znajomości. Zwłaszcza, gdy te charyzmatyczne postaci przyciągaja mnóstwo innych osób. I wcześniej czy później w każdej grupie pojawia się taki radosny cwaniak. Ponurak sam siebie skazuje na banicje.
Wiesz, kto jeszcze jest ponurakiem i nie lubi się uśmiechać? Wiedźmin Geralt. A jakoś znalazł przyjaciół. I nikt mi do cholery nie powie, że Geralt nie jest super. Jest też czasem irytujący, patetyczny i nudny, ale wciąż jest super. Bo to tak jest. Te wszystkie radosne skowronki nie chcą się przyjaźnić tylko z innymi radosnymi skowronkami. Możesz podejść do takiego skowronka i udawać, że też nim jesteś. Ale długo nie pociągniesz, bo to bardzo męczące, a i skowronek się zorientuje, że coś nie gra. Możesz podejść i powiedzieć “hej, skowronku, jestem świnią i nie umiem śpiewać”. Często usłyszysz “o, fajna z ciebie świnia, lubię świnie”. A czasem, gdy skowronkom jest źle, ponurak może przydać się bardziej niż inne radosne ptaki. Bo ponurak poznał już wiele, wiele Otchłani, właściwie to ma w Otchłani gniazdo i doświadczenie w radzeniu sobie z jej wątpliwymi urokami.
Może nie jestem do końca stara duchem, bo na widok dinozaura w muzeum cieszę się nie mniej niż inne dzieci, przebrania na Halloween planuję miesiącami z wypiekami na twarzy, a w tym tygodniu biorę wolne z pracy, żeby jechać na Comic Con. Z pewnością jednak pogoda ducha to nie jest mój typowy stan. Nie jestem i nigdy nie będę uśmiechniętą i radosną osobą. I już wcale nie chcę taką być. Chcę być sobą.
Smutasy też mają prawo żyć.