Podobno dobrze wychodzę na selfie. Tak mówią. To znaczy kilka osób tak mówi, nie żeby od razu wszyscy. Ja tak nie mówię, bo wiem, że jeśli powiem, że w coś umiem dobrze, albo czasem ładnie wyglądam, to znajdzie się mnóstwo osób, które przekonają mnie, że jest wręcz przeciwnie. A ja jestem wrażliwa psychicznie, nie stać mnie na nie wiadomo ile sesji u psychoterapeuty, więc z góry zaznaczam, że ja wcale tak nie myślę.
Kilka osób, które twierdzi, że dobrze wychodzę na selfie, zasugerowało wpis o tym jak je robić. Taki wpis jest oczywiście z góry skazany na niepowodzenie. Selfie nie da się tak po prostu zrobić, tak jak nie da się tak po prostu wejść do Mordoru.
Dobre selfie to nie jest zdjecie. To zapis performansu. To uchwycona w pikselach koniunkcja sfer. Ten moment, w którym nie świeci Ci się nos, w którym oczy błyszczą, włosy zachowują dokładnie tak jak chcesz, makijaż pasuje do bluzki, a cera wydaje się taka świetlista. Cała Twoja postać jest nagle udaną kompozycją. Umówmy się. Takich chwil w życiu nie ma. Jest tylko ich złudzenie.
Z oczywistych względów nie da się zagwarantować dobrego selfie. Nie da się wymusić od planet, żeby ustawiły się w rządku, tak jak nie zmusisz psa na spacerze, żeby załatwił się bo Tobie zimno i pada. Pewnie rzeczy dzieją się wtedy, kiedy przychodzi na nie pora. Możesz jedynie zapewnić jak najdogodniejsze warunki i czekać. Może będzie Ci dane. A może nie.
Światło
Absolutnie najważniejszym element układanki. Najlepiej dzienne, ale niezbyt ostre, bo wtedy wychodzą na wierzch wszystkie pryszcze. Miałam kiedyś na klatce schodowej drzwi wyjściowe z mlecznym szkłem, które cudownie zmiękczały światło, a twarz oblewała się cudnym blaskiem.
Obecnie najczęściej robię selfie w pracy, gdzie z przodu oświetla mnie delikatnie lampa korygująca cienie, a okno robi za światło dopełniające. Tak, jestem dziwolągiem, który przeraża wszystkich czyhając za drzwiami na dobre warunki do zdjęcia. Tak, wiele razy wpadł na mnie nagle dyrektor generalny, częstując mnie uniesieniem brwi. Tak, dziennikarze czasem się ze mnie śmieją. Je ne regrette rien.
Tło
Osobiście uważam, że mniej znaczy więcej. Wszystkie moje najlepsze zdjęcia powstały na białym tle. Drzwi od sypialni, drzwi łazienkowe, ściana w pracy. Nawet klapek Kubota w odpowiednim oświetleniu na białym tle będzie wyglądał jak dzieło sztuki, więc i nasze twarze dadzą radę.
Pora dnia
RANO. Nie ma negocjacji. Zaraz po zrobieniu makijażu. Przed wyjściem do pracy. Ewentualnie minutę po przyjściu. To jest złota selfiowa godzina.
Z nadejściem południa człowiek ma już spoconą od znoju życia twarz i focha na cały świat. To nie jest twarz, którą chcesz pokazywać światu. Przynajmniej nie jeśli masz wybór. Ja mam zawsze podobnie pogardliwe spojrzenie, więc nie pozostaje mi nic jak tylko się z tym pogodzić.
Makijaż
Trzeba. I tyle.
Włosy
To najbardziej skomplikowany element kompozycji. Nie masz absolutnie żadnej gwarancji, że włosy będą dobrze wyglądać na zdjęciu. Mogą być idealnie ułożone na wielkiej szczotce i wyglądać przyciężkawo. Mogą być nieumyte, zmoczone na deszczu czy przetłuszczone i wyglądać jak milion dolarów. Najczęściej zaraz po wizycie u fryzjera cechują się większą fotogenicznością, ale to może być kwestia fryzjera. Z włosami nie wygrasz.
Sprzęt
Nie wiem jak jest w innych telefonach, ale w iPhonie selfie robię instagramem. Z tego prostego powodu, że normalny aparat przekręca zdjęcie. To znaczy instagram daje nam lustrzane odbicie twarzy, tak jak widzisz się w lustrze. W normalnym aparacie widzisz się jak w lustrze, a potem telefon odbija je i zapisuje w wersji prawdziwej, jak widziałaby Cię inna osoba.
Pewien znajomy student psychologii próbował mi kiedyś sprzedać teorię, że wolimy swoje odbicie w lustrze od zdjęć, bo zdjęcia pokazują nam jak widzą nas inni. Nie jesteśmy do tej wizji siebie przyzwyczajeni, dlatego wydajemy się brzydsi. Gdyby ktoś inny patrzył na nasze lustrzane odbicie, które my znamy bardzo dobrze, też podobałoby mu się mniej niż to jak nas widzi na co dzień. Ta teoria brzmi dziwnie i nie mam pojęcia ile w niej prawdy, a ile ściemniania, żeby zrobić wrażenie na laskach. Niemniej jednak w przypadku selfie się sprawdza.
Edycja
Skoro efekty specjalne i postprodukcja jest w porządku w przypadku hollywoodzkich filmów, to i w przypadku twarzy jest w porządku. Słaby hipsterski filtr, który sprawia, że na zdjęciu widać jeszcze mniej niż wcześniej, to absolutna konieczność. Sama używam VSCOCam, który absolutnie uwielbiam.
Nie używam niczego do usuwania cieni, pryszczy, nie wygładzam cery. Wierzę w TRU performance, prawdziwą sztukę prawdziwego selfie. Jeśli nie pomoże światło, tło i siła wyższa, to znaczy, że Wszechświat nie chce, żebyśmy w tym momencie robili sobie zdjęcie. Tę wolę trzeba uszanować.
No dobra, przyznam się. W tym miesiącu raz usunęłam sobie ślad po szczepionce. Ale żałuję, bardzo żałuję i postanawiam się poprawić.
To są moje sposoby. Wiem, że inni mają swoje, jak na przykład sztab makijażystek i fryzjerów, operacje plastyczne albo po prostu bycie ładnym. Każdy radzi sobie jak umie.
Tak, ten tekst jest o niczym, selfie robią sobie tylko frajerzy i pustaki, a wszyscy fajni ludzie wolą iść na spacer, spotkać się ze znajomymi, poczytać Arystotelesa i nakarmić dzieci z Afryki. Ja nie jestem taka fajna, ale przynajmniej kiedyś będę mogła pokazywać wnusiom jaka byłam ładna przez tę jedną sekundę w 2016 roku, kiedy akurat światło dobrze mnie oświetlało i włosy dobrze mi się ułożyły. Jeśli to nie będzie miłe, to nie wiem co będzie.
PS Wszystkie moje selfie, ciastka, zwierzęta i śniadania oczywiście na instagramie.